Spór o to, kto ma reprezentować Polskę na szczycie, trwa od kilku dni. Premier wylatuje do Brukseli 14 października - we wtorek. Prezydent, który również chce uczestniczyć w szczycie, miał lecieć drugim rządowym samolotem dzień później, w dniu rozpoczęcia szczytu.

Reklama

>>>Prezydent dzwoni do Francji, bo MSZ milczy

Teraz jednak okazuje się, że Lech Kaczyński nie będzie miał jak dotrzeć do Brukseli. Według ministra Bogdana Klicha, pilot drugiej maszyny rozchorował się. I nawet gdyby prezydent chciał teraz lecieć razem z szefem rządu jedną maszyną, to nie będzie mógł - zabraniają tego przepisy.

Rozchorował się dowódca drugiej załogi

"Jest tylko i wyłącznie jedna dostępna załoga, ponieważ pierwszy pilot, dowódca drugiej załogi nam się rozchorował, co utrudnia wykonywanie także innych zadań między innymi w ten weekend" - powiedział w RMF szef MON. Jak dodał, nic mu nie wiadomo, by prezydencka kancelaria złożyła zapotrzebowanie na rządową maszynę - tak, jak zrobiła to kancelaria premiera.

"Wczoraj o godzinie 19:00, jak sprawdzałem te rzeczy, nie było żadnej takiej informacji" - oznajmił Bogdan Klich. "Jest zapotrzebowanie ze strony kancelarii premiera złożone kilka dni temu, jest jedna delegacja, delegacja rządowa, która będzie korzystała z naszej <tutki> lecącej do Brukseli na szczyt Unii Europejskiej" - powiedział minister obrony.

>>>Prezydent i premier wciąż skłóceni

Reklama

W rozmowie z RMF szef kancelarii Lecha Kaczyńskiego Piotr Kownacki zapewnił, że jeśli będzie taka potrzeba, samolot dla prezydenta zostanie wyczarterowany. Kownacki nie wierzy zresztą w chorobę rządowego pilota. "Oficjalna wersja jest taka, że się rozchorował pilot. Nieoficjalnej nie znam" - powiedział. Istnienia tej nieoficjalnej wersji - jak podaje RMF - nie wyklucza nawet Jarosław Gowin, poseł PO: "Nie znam kulisów tej sprawy. Nie wiem, czy pilot jest chory, czy zdrów".

"Przecież kilkanaście tygodni temu lecieli razem"

Informacją, że Lech Kaczyński i Donald Tusk nie będą mogli polecieć razem - ze względu na przepisy - zdziwiony jest prezydencki minister Michał Kamiński. "To dziwaczne tłumaczenie. Przecież jeszcze kilkanaście tygodni temu premier i prezydent lecieli razem jednym samolotem i wtedy nie stanowiło to dla nikogo problemu" - powiedział tvn24.pl Kamiński.

Minister zapewnia, że "prezydent znajdzie techniczny sposób, żeby do Brukseli trafić". "To dla mnie oczywiste. Klich nie jest Józefem Stalinem i nie może zamknąć przed żadnym z polskich obywateli polskich granic. Zwłaszcza, jeśli jest nim pierwszy obywatel, czyli prezydent" - mówi.

Uchwałę o składzie delegacji na szczyt Rady Europejskiej w Brukseli przyjął rząd. Z uchwały wynika, że Polskę ma reprezentować premier. Na liście prezydenta nie ma.