Do obalenia domniemania konstytucyjności dochodzi już na sali rozpraw, w chwili ogłoszenia decyzji przez trybunał. Takie wnioski płyną z wczorajszego wyroku TK wydanego w sprawie dotyczącej grudniowej nowelizacji ustawy o TK.
Trybunał uznał, że grudniowa nowelizacja ustawy o TK jest niezgodna z konstytucją. Sędziowie doszli bowiem do wniosku, że Sejm procedował nad projektem z naruszeniem zasad poprawnej legislacji. Jak tłumaczył Stanisław Biernat, sędzia sprawozdawca, posłowie, pracując nad ustawą, naruszyli m.in. zasadę rozpatrywania projektu w trzech czytaniach. A to dlatego, że po I czytaniu projektu na plenarnym posiedzeniu Sejmu, w trakcie prac w komisji zostały do niego wprowadzone tak daleko idące poprawki, że de facto doszło do całkowitej zmiany treści projektu.
– Mieliśmy więc do czynienia z dwoma czytaniami, a nie, jak tego wymaga konstytucja, z trzema – mówił Biernat. Podkreślił, że ekspresowe tempo prac nad projektem, ze względu na wagę proponowanych rozwiązań, było niewskazane. Taki pośpiech uniemożliwił też zaopiniowanie projektu w jego ostatecznej wersji przez odpowiednie podmioty.
TK zanegował także to, że ustawa weszła w życie w momencie jej ogłoszenia. Doprowadziło to nie tylko do uniemożliwienia trybunałowi przygotowania się do zmian, lecz także do obejścia konstytucji.
Mimo że zanegowanie całej nowelizacji oznacza, iż wszystkie rozwiązania w niej zawarte trafiają do kosza, trybunał postanowił wykazać, punkt po punkcie, na czym polegała niekonstytucyjność zaskarżonych przepisów. Jak podkreślił sędzia Biernat, weryfikacja licznych zarzutów, jakie postawiły noweli takie podmioty jak m.in. I prezes Sądu Najwyższego czy rzecznik praw obywatelskich, była potrzebna na wypadek, gdyby ustawodawca chciał wprowadzać kolejne zmiany w ustawie o TK. – Władza ustawodawcza jest legitymizowana do tworzenia prawa, ale musi robić to w ramach konstytucji – podkreślił.
A poszczególne rozwiązania zawarte w ocenianej noweli tego warunku nie spełniały. Chodzi m.in. o przepisy, zgodnie z którymi TK powinien orzekać w pełnym składzie liczącym 13 sędziów, wyroki powinny zapadać większością 2/3 głosów, a sprawy powinny być rozpatrywane według kolejności wpływu. TK uznał, że te regulacje miały na celu sparaliżowanie jego działań i że ich uchwalenie było świadomym obejściem konstytucji przez Sejm. Procedując w sposób wymagany przez nowelę TK bowiem nie byłby w stanie orzekać sprawnie, a w niektórych przypadkach, np. z powodu wyłączenia się kilku sędziów od orzekania, w ogóle nie mógłby wydać orzeczenia.
– Podstawowym zadaniem TK jest czuwanie nad konstytucyjnym ładem w państwie. Nie jest dopuszczalne pozbawienie TK tego uprawnienia albo zastępowanie go w tej roli. Drastyczne ograniczenie możliwości rzetelnego i niezależnego funkcjonowania TK oznacza naruszenie istoty ustroju Rzeczpospolitej i nie może być tolerowane – tłumaczył sędzia Biernat.
TK zakwestionował też przepisy, zgodnie z którymi to Sejm, a nie zgromadzenie ogólne sędziów TK, miał decydować o złożeniu sędziego TK z urzędu, a także te dające ministrowi sprawiedliwości i prezydentowi uprawnienie do wnioskowania o wszczęcie postępowania dyscyplinarnego przeciwko sędziemu trybunału. Stanisław Biernat podkreślał, że rozwiązania te nie dają się pogodzić z niezależnością i odrębnością władzy sądowniczej.
Wczorajsze orzeczenie zapadło przy dwóch zdaniach odrębnych, które złożyli Julia Przyłębska i Piotr Pszczółkowski. Obydwoje podnosili m.in., że wyrok został wydany w niewłaściwym składzie, gdyż ich zdaniem nie było żadnych podstaw, aby odsunąć od orzekania trzech innych sędziów wybranych w listopadzie przez Sejm obecnej kadencji, a więc: Henryka Ciocha, Lecha Morawskiego oraz Mariusza Muszyńskiego. – Sędziowie ci zostali wybrani przez Sejm i zaprzysiężeni przez prezydenta. Status tych sędziów nie powinien budzić wątpliwości – mówił sędzia Pszczółkowski.
Prezes TK Andrzej Rzepliński uznał jednak, że obecnie pełny skład TK liczy 12 sędziów, a to ze względu na poprzedni wyrok trybunału, zgodnie z którym Sejm obecnej kadencji miał prawo wybrać jedynie dwóch sędziów TK, a nie – tak jak to uczynił – aż pięciu.
Jak tłumaczył sędzia Biernat, skutkiem uznania całej nowelizacji za niezgodną z ustawą zasadniczą jest powrót do stanu prawnego sprzed nowelizacji. Oznacza to, że TK będzie teraz sprawy rozpatrywał zgodnie z poprzednimi regulacjami. Jedyny wyjątek TK uczynił wobec przepisu mówiącego o tym, w jakim składzie ma orzekać. Tutaj sędziowie dali ustawodawcy aż dziewięć miesięcy na dostosowanie tych rozwiązań do wskazówek zawartych w wyroku.
Sędzia sprawozdawca podkreślił, że orzeczenia TK są ostateczne i mają moc powszechnie obowiązującą i że oba te przymioty przysługują im z chwilą ogłoszenia na sali rozpraw. A to oznacza, że właśnie w momencie ogłoszenia decyzji przez TK dochodzi do uchylenia domniemania konstytucyjności ocenianej ustawy. Czym innym jest natomiast utrata mocy obowiązującej rozwiązań uznanych za niezgodne z ustawą zasadniczą. Ta następuje dopiero z chwilą opublikowania orzeczenia TK w Dzienniku Ustaw.
Te stwierdzenia mają szczególne znaczenie, gdyż prezes Rady Ministrów zapowiedziała, że wczorajsze orzeczenie TK nie zostanie opublikowane.
– Oczywiście dostosuję się do wytycznych trybunału i wydając wyroki, będę brał pod uwagę wszystkie jego orzeczenia, także te, które nie zostaną opublikowane. To jest jedyny sposób na powstrzymanie anarchii, do której, poprzez odmowę publikacji wyroku TK, namawia obecna władza wykonawcza – komentuje Waldemar Żurek, rzecznik Krajowej Rady Sądownictwa.
O tym, że rząd nie ma prawa decydować o tym, które z orzeczeń TK opublikuje, a które nie, mówi także dr hab. Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego. – Rząd w sprawie tych wyroków nie ma nic do powiedzenia. One nie podlegają jego ocenie – zaznacza.