W czwartek Sejm zajmował się sprawą wyrażania zgody na zatrzymanie i tymczasowe aresztowanie posła PO Stanisława Gawłowskiego. W lutym opowiedziała się za tym komisja regulaminowa, spraw poselskich i immunitetowych.

Reklama

Z wnioskiem do Sejmu wystąpił Zachodniopomorski Wydział Zamiejscowy Departamentu ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej w Szczecinie, który zamierza przedstawić posłowi i sekretarzowi generalnemu PO pięć zarzutów, w tym trzy o charakterze korupcyjnym.

Chodzi o okres, gdy Gawłowski pełnił funkcję wiceministra ochrony środowiska w rządach PO-PSL. Wówczas miał przyjąć, jako łapówkę co najmniej 175 tysięcy złotych w gotówce, a także dwa zegarki o wartości prawie 25 tysięcy złotych. Zarzuty, które prokuratura ma ogłosić posłowi, dotyczą też podżegania do wręczenia korzyści majątkowej w wysokości co najmniej 200 tysięcy złotych, a także ujawnienia informacji niejawnej oraz plagiatu pracy doktorskiej.

Gawłowski w styczniu sam zrzekł się immunitetu. Aby możliwe było jego ewentualne zatrzymanie i tymczasowe aresztowanie, potrzebna jest jednak zgoda Sejmu.

Poseł tłumaczył w czwartek, że zrzekł się immunitetu, bo chciał stanąć przed sądem, by "wszystkie pomawiające i obrzydliwe zarzuty obronić tam". - PiS od początku tej kadencji Sejmu robiło wszystko, co możliwe, aby doprowadzić do możliwości osadzenia w więzieniach swoich przeciwników politycznych. W pewien sposób ten wniosek jest ukoronowaniem całego procesu niszczenia polskiego systemu konstytucyjnego - ocenił.

Poseł PO, wskazywał, że na sejmowej mównicy stoi nie jako przestępca zakrywający się immunitetem, ale jako dumny poseł, który został "wybrany przez PiS na ofiarę, aby przykryć przekręty i strach".

Głosowali na mnie obywatele, abym bronił nasz kraj właśnie przed takimi, jak wy. Nie boję się was. Jestem przekonany, że wolna Polska się o mnie upomni i że zapłacicie za udział w pozbawianiu wszystkich Polaków wolności poprzez wprowadzanie dyktatury. Zostałem przez was wybrany na symbol tego pozbawienia wolności. Przyjdzie pewnie mi przeżyć założenie kajdanek na ręce, ale nas wszystkich nie zamkniecie. Nas wszystkich nie wsadzicie do więzień, nie założycie kajdanek wszystkim Polakom, nie zamkniecie ust wszystkim Polakom, bo prawda zwycięży - mówił.

PAP / Marcin Obara

Jest dzisiaj z nami na sali, na galerii ksiądz Tomasz Jegierski, prezes fundacji "SOS dla życia", który pomaga dzieciom, ofiarom wojny w Iraku i Syrii, i w innych krajach Bliskiego Wschodu. Do księdza Jegierskiego kilka lat temu przyszedł Marek Pawlak, asystent obecnego posła Kornela Morawieckiego i zaproponował wsparcie ze strony Wielkopolskiego Banku Kredytowego, którym wówczas zarządzał obecny premier Mateusz Morawiecki. Warunkiem tej pomocy była wpłata 96 tys. zł na rzecz Kornela Morawieckiego i jego organizacji Solidarność Walcząca. 5 stycznia 2013 r. Kornel Morawiecki odebrał te pieniądze, a na żądanie księdza pokwitował je jako pożyczkę - powiedział poseł PO.

Nie ma tutaj z nami premiera Morawieckiego, ale są prokuratorzy, mam nadzieję, że się zajmą tą sprawą, bo to jest oficjalne zgłoszenie - oświadczył. - Panie premierze Morawiecki, stawiam publiczne pytania, czy pan jest skorumpowany? Czy pan wpłacał ze swego banku dotacje dla dzieci pod warunkiem, że pieniądze zostaną przekazane na rzecz pańskiego ojca? - pytał Gawłowski.

Ksiądz Tomasz Jegierski nie dawał mi żadnych pieniędzy; sprawa jest w prokuraturze, bo ksiądz Jegierski mnie szantażował - powiedział poseł Kornel Morawiecki (WiS), odnosząc się do zarzutów jakoby miał przyjąć 96 tys. zł pożyczki i nie oddać tych pieniędzy.

I to tylko tyle mam do powiedzenia w tej sprawie - mówił.