Posłanka lewicy często powtarza, jak bardzo troszczy się o publiczne pieniądze. I wspólnie z kolegami z partii rozlicza z marnotrawstwa kolejne ekipy rządzące. Ale kompletnie o tym zapomina, gdy w grę wchodzi jej własna wygoda - bulwersuje się "Fakt".
Gdy pani poseł buszowała po butikach w warszawskim centrum handlowym, sejmowy kierowca usłużnie czekał na nią przed sklepem. A gdy już skończyła zakupy, odwiózł ją tam, gdzie sobie zażyczyła.
Nie ma co, życie posłanki ma swoje uroki. Problem w tym, że za pieniądze podatników - grzmi bulwarówka.