Z naszego sondażu wynika, że 65 proc. ankietowanych ogółem źle ocenia rolę Kościoła katolickiego w życiu publicznym. W wynikach szczegółowych widać, że nawet wśród osób wierzących i regularnie praktykujących aż 50 proc. jest podobnego zdania. Ten odsetek wzrasta do 64 proc. w grupie osób wierzących i nieregularnie praktykujących oraz do 76 proc. w przypadku wierzących i niepraktykujących.
– Sondaż jest dowodem głębokości kryzysu, z jakim mamy do czynienia. To nie jest nic incydentalnego, tylko coś, co narastało latami – ocenia prof. Antoni Dudek, politolog z UKSW. – Zaczęło się od wydarzeń sprzed ponad dekady w kwestiach lustracyjnych, które Kościół zamiótł pod dywan. Później były jeszcze ważniejsze kwestie pedofilskie. Do tego dochodził brak skromności ze strony hierarchii duchownej i różne ekstremizmy, które ujawniały się u niektórych księży oraz związki z PiS, którego notowania idą teraz w dół, co pogrąża Kościół – diagnozuje profesor.
Z naszych rozmów z przedstawicielami Zjednoczonej Prawicy wynika, że Jarosław Kaczyński ma pretensje do hierarchów kościelnych, bo jego zdaniem lawirują w sprawie aborcji i trwających protestów. – Prezes ma żal o to, że najpierw były naciski w sprawie ochrony życia, a gdy to się stało, Kościół najchętniej schowałby głowę w piasek – twierdzi nasz rozmówca.
Reklama
Zdaniem prof. Dudka Kościół czekają kłopoty, a to jak będą duże, zależy od tego, czy dojdzie do zmian, także kadrowych, w Episkopacie. Chodzi o dopuszczenie do funkcji młodszych i bardziej dynamicznych księży, którzy będą w stanie odbudować wiarygodność tej instytucji. – Jeśli wygra scenariusz trwania w obecnej postaci, Kościół czeka scenariusz irlandzki – podkreśla politolog.
Zaskoczenia nie budzą za to wyniki dwóch pozostałych badań dotyczących protestów. Popiera je 66 proc. ankietowanych, a podobna liczba – 67 proc. – uważa, że metodą na ich rozwiązanie jest spełnienie wysuwanych postulatów. Przeciwko protestom jest niespełna 30 proc. ankietowanych. Widać, że w zasadzie cały elektorat przeciwników PiS, a nawet część dotychczasowych wyborców tego ugrupowania wspiera manifestacje. – To, że popiera je większość, jest powodem, że PiS nie używa wobec protestujących siły. Zapewne mają podobne badania, z których im wyszło, że jeśli jej użyją, to odwróci się od nich reszta zwolenników, a to prosta droga do katastrofy, dyktatury i utraty władzy. Dlatego starają się to przeczekać – podkreśla Antoni Dudek.
Badanie dla DGP i RMF FM wskazuje, że rozwiązanie siłowe wspiera tylko 6 proc. ankietowanych, a 15 proc. uważa, że rząd powinien przeczekać protesty. PiS na razie stara się to robić, licząc na zmęczenie części manifestantów i radykalizację pozostałych, co mogłoby zmniejszyć sympatię do nich opinii publicznej. – Zadyszka potrwa do połowy listopada, potem poparcie dla PiS ustabilizuje się. W 2016 r. na lidera sondaży była kreowana Nowoczesna i co z tego wynikło? – przewiduje polityk PiS. Jednak zdaniem politologów partii Jarosława Kaczyńskiego ciężko będzie wrócić do poziomów poparcia sprzed miesiąca.