Zgodnie z ukraińskim prawem mieszkańcy anektowanego Krymu nadal uważani są za obywateli Ukrainy, dlatego mogą brać udział w wyborach. Część Krymian zgłasza taką chęć. - Sporo ludzi poszłoby głosować, wiem to od swoich przyjaciół i znajomych - opowiada jeden z mieszkańców Symferopola.
Najbliższy punkt, w którym można byłoby oddać swój głos znajduje się w okolicach Chersonia, po stronie kontrolowanej przez Ukrainę. Mieszkańcy Symferopola zapewniają, że nie mają kłopotów z przekraczaniem granicy, ale drobiazgowe kontrole zniechęcają ich. - Przeszukują, sprawdzają czuje się presję. Jeszcze tydzień temu było spokojniej, ale to, co się teraz dzieje, odstrasza nas - tłumaczą Krymianie. Nie wiadomo, ilu mieszkańców anektowanego Krymu weźmie udział w wyborach. Niektórzy już kilka dni temu wjechali z półwyspu pod pretekstem odwiedzenia krewnych na Ukrainie.
Tymczasem ostatnie sondaże przed rozpoczętymi dziś rano wyborami prezydenckimi na Ukrainie zapowiadają rekordową frekwencję. Według badań Instytutu Demokratycznego imienia Ilko Kuczeriwa, do urn pójdzie dziś nawet 80 procent uprawnionych.
Według ukraińskiej komisji wyborczej, z powodu działań separatystów na wschodzie kraju nieczynnych jest około 5 procent z wszystkich 33 tysięcy lokali wyborczych.
Uprawnionych do głosowania jest ponad 35,5 mln osób. Największe szanse na zwycięstwo ma biznesmen i polityk Petro Poroszenko. Niewykluczone, że przekroczy on nawet próg 50 procent i nie będzie drugiej tury wyborów.