W sprawie klimatu Macron w sposób niedyplomatyczny prowokuje Polskę – powiedział wysłannik telewizji France3 do Nowego Jorku o poniedziałkowym wezwaniu prezydenta Francji.
Macron oświadczył, by młodzież manifestująca przeciw zmianom klimatycznym demonstrowała w Polsce, bo to ona blokuje wspólne wysiłki UE na rzecz ochrony środowiska. Tłumaczył następnie, że "aby coś się ruszyło, gotów jest odrzucić zwyczajowe maniery dyplomatyczne".
Macron wierzy w swe niekonwencjonalne metody, ale ich rezultaty są słabe - ocenił dziennikarz France3. Według niego Macron na początku kadencji był pewien, że przekona prezydenta USA Donalda Trumpa, by nie wycofywał się z paryskiej umowy klimatycznej, a tym razem znalazł mniej potężnego adwersarza, ale wyniki prowokacji są identyczne.
W wiadomościach radia France Info podano, że stanowisko Warszawy w sprawie ochrony klimatu wynika z "woli obrony interesu narodowego". Komentator zasugerował, że Macron mógł "wskazywać na Polskę po to, by odwrócić uwagę od poważnych niedociągnięć francuskiej polityki klimatycznej".
Wielu komentatorów przypomniało czerwcowy raport francuskiej komisji na rzecz klimatu, w którym krytykowane są posunięcia władz. Autorzy raportu zwracają m.in. uwagę, że rzeczywisty spadek emisji gazów cieplarnianych był w latach 2015-2018 dwukrotnie mniejszy od zapowiedzianego.
Zdecydowanie potępił wypowiedź Macrona przywódca skrajnie lewicowej Francji Nieujarzmionej Jean-Luc Melenchon. "Odezwał się król pogardy. Macron proponuje młodzieży, by manifestowała w Polsce. A z emisją CO2 lepiej by było, gdyby pomaszerować na Pałac Elizejski" - brzmiał wpis polityka na Twitterze.
Inny lewicowy polityk Ian Brossat ocenił, że ta wypowiedź prezydenta mieści się na szlaku jego kadencji wyznaczanym przez pogardę i arogancję.
O chytrość i niezrozumienie zmian w naszych społeczeństwach oskarżył prezydenta Raphael Glucksmann, który w majowych wyborach europejskich stał na czele wspólnej listy swego ugrupowania Place Publique i Partii Socjalistycznej.
Karima Delli, eurodeputowana z ramienia partii Europejska Ekologia-Zieloni również potępiła "pogardę" prezydenta, który - jak twierdzi ta polityk - podejmuje niewystarczające zobowiązania i nawet tych nie dotrzymuje".
A ekonomista Gael Giraud przypomniał, że "choć francuski prezydent lubi pokazywać się jako champion ekologii, Francja bynajmniej nie jest mistrzynią walki z globalnym ociepleniem".
Komentator tygodnika "Le Point" uznał, że w polityce prezydentów francuskich wobec krajów wschodnich zdarzały się wyże, ale niże były o wiele częstsze.
Dziennikarz przypomniał, jak w lutym 2003 r., gdy Polska wraz z innymi kandydatami do UE, poparła interwencję w Iraku, ówczesny prezydent Jacques Chirac powiedział, że te kraje "przegapiły doskonałą okazję, żeby się nie odzywać".
Przyczyną tarć jest zdaniem komentatora niezrozumienie przez Paryż, że nie ma czegoś takiego jak "kraje wschodnie", a każdy z nich ma własną osobowość, kulturę, partykularyzmy i priorytety. - Kiedy przyjeżdżają do nas, nie mówią "jedziemy do Europy Zachodniej". Mówią, że jadą do Włoch, do Francji, Hiszpanii... Spróbujmy traktować ich z takim samym szacunkiem dla ich tożsamości - dodał dziennikarz "Le Point".