"Uznaliśmy z prezydentem (Gdańska, Pawłem Adamowiczem), że rzeczywiście istnieje istotna różnica co do myślenia o ECS. Ustaliliśmy, że - nie podając jeszcze konkretnych dat - dokończę projekty, które zaczęliśmy, a jest ich cała seria, naprawdę ciężko pracujemy" - przyznał dyrektor Europejskiego Centrum Solidarności o. Maciej Zięba na poniedziałkowej konferencji prasowej w Gdańsku.
Za sprawy, które chciałby dokończyć, uznał m.in. edukacyjny, międzynarodowy projekt Przystanek Gdańsk, Forum Młodych połączone z wręczaniem Nagrody Lecha Wałęsy, konferencję naukową na UW.
"W sytuacji pewnego napięcia i różnicy stanowisk zarządzanie zespołem, kierowanie nim w przyszłości, wydaje mi się bezsensowne" - podkreślił dyrektor ECS.
W ubiegłym tygodniu prezydent Gdańska zażądał od szefa ECS sprawozdania dotyczącego organizacji spektaklu "Solidarność. Twój Anioł Wolność ma na imię" w reżyserii Roberta Wilsona z USA, który odbył się 31 sierpnia w Gdańsku. Wzięli w nim udział m.in. Marianne Faithfull, Macy Gray, Kayah, Krystyna Janda i Jerzy Radziwiłowicz. Adamowicz uznał to widowisko za "wielką klęskę".
Na poniedziałkowej konferencji prasowej o. Zięba powiedział, że wielkim osiągnięciem przedstawienia był m.in. udział wybitnych zagranicznych artystów oraz 30-tysięczna widownia - to jego zdaniem dużo w porównaniu z trzema tysiącami osób uczestniczących tego samego dnia w mszy św. przed Pomnikiem Poległych Stoczniowców.
Przyznał jednak, że koncert miał też pewne słabości, jak np. wprowadzone w ostatniej chwili przez reżysera angielskojęzyczne monologi, co - zdaniem szefa ECS - "rozbiło tempo tego widowiska".
O. Zięba wyznał, że z Adamowiczem różni się m.in. co do wizji ECS. Szef ECS nie zgadza się np. z prezydentem Gdańska, że kierowana przez niego instytucja jest "za mało zakorzeniona w działalności na Pomorzu".
Zapytany, czy Adamowicz postawił mu ultimatum: dobrowolna rezygnacja lub zwolnienie, o. Zięba odpowiedział: "To nie było tak mocno powiedziane - że wyczerpała się formuła, a koncert to przypieczętował".
O. Zięba powiedział też, że kierowanie ECS było coraz bardziej utrudnione przez spory polityczne wokół dziedzictwa Sierpnia 1980 roku. "Podjąłem się tej funkcji, kiedy mówiono, że będzie to całkowicie pozapolityczne, że mam się zająć etosem - na tym się znam, czuję się człowiekiem Solidarności. I to, że właśnie jestem księdzem okaże się pomocne, bo wszyscy inni byli już spolaryzowani politycznie. Ja starałem się maksymalnie meandrować i z każdym rozmawiać. To stawało się coraz bardziej utrudnione" - tłumaczył Zięba.
Ojciec Zięba ocenił, że przy okazji ostatnich obchodów 30. rocznicy Sierpnia 1980 "wyraźnie okazało się, że niektórzy politycy chcą raczej konfrontacyjnego budowania Sierpnia, żeby był spór dwóch etosów". "A dla mnie było oczywistą rzeczą, że ten etos jest wspólny, że całe moje działanie polega na tym, żeby podkreślać jedność" - przekonywał dyrektor ECS.
Zdaniem szefa ECS, aby instytucja mogła sprawnie funkcjonować, potrzebne są jej specjalne prerogatywy na mocy ustawy.
Podczas konferencji o. Zięba odniósł się także do sobotniego artykułu w "Gazecie Wyborczej", w którym napisano m.in., że jest uzależniony od alkoholu. Zięba uznał, że tekst ten jest "polityczny" i nie ukazał się przypadkowo. "To skazanie człowieka na śmierć cywilną z zimną krwią" - ocenił.
Przyznał, że kilka lat temu wpadł w depresję - "chorobę niebezpieczną i perfidną", w której alkohol bywa "najprostszym antydepresantem". "To są jednak wszystko rzeczy sprzed dobrych paru lat. (...) Cytaty włożone mi w usta o <piciu na ostro> to są rzeczy, o których jako żywo nie mówiłem" - zapewnił.