W połowie kwietnia TVP1 wyemitowała dwa filmy dotyczące katastrofy smoleńskiej. Jeden wyprodukowany przez National Geographic, a drugi autorstwa Anity Gargas. Po emisji w studio na pytania Piotra Kraśki odpowiadali Paweł Artymowicz i ekspert Antoniego Macierewicza prof. Jacek Rońda.

Reklama

Twierdził on m.in., że tupolew nigdy nie zszedł poniżej 100 metrów. Jak przypomina gazeta.pl swoją wiedzę opierał na tajemniczym dokumencie z Rosji, który kupił na rynku, bo ma swoje dojścia.

http://youtu.be/TOhgt1kvJT

Jednak w środę prof. Rońda już zupełnie co innego mówił widzom TV Trwa. Przekonywał, że prowadził swoistą grę z panem Kraśko.

Reklama

Oni niestety zeszli poniżej 100 metrów. Ja w wywiadzie z panem Kraśko trochę zagrałem. Z różnych względów. Ponieważ pan Kraśko grał ze mną, no to tak jak w kartach się gra w niektórym układzie... Z panem nie będę grał w karty, w związku z tym powiem, że oni zeszli poniżej 100 metrów. Byli gdzieś na wysokości pomiędzy 50 a 60 metrów - wyjaśniał prof. Jacek Rońda.

http://youtu.be/D6ToOlLLe6g

Można usłyszeć to od ok. 7 min nagrania. Prof. Rońda wyjaśnia m.in., że dokument, który kilka miesięcy temu zaprezentował w TVP1 to był blef, bo tak naprawdę na tym dokumencie nic nie było.

Reklama

Po tym, gdy o dwóch wersjach jednej katastrofy zrobiło się głośno, naukowiec wydał specjalne oświadczenie.

Samolot rządowy w chwili wybuchu lub serii wybuchów, tj. miedzy TAWS 37 i TAWS 38, znajdował się na wysokości w przedziale 50 do 60 metrów. W chwili decyzyjnej, kiedy Major Protasiuk pierwszy raz wydał komendę: "Odchodzimy", samolot znajdował się na wysokości ponad 100 metrów. Mimo prawidłowych działań załogi, samolot zniżał się dalej z nieznanych powodów technicznych - pisze prof. Jacek Rońda w oświadczeniu opublikowanym na stronie "Rzeczpospolitej".

W rozmowie w portalem wpolityce.pl naukowiec zabrał także głos w sprawie tajemniczego dokumentu, którym posługiwał się w TVP1.

Dopiero po jakimś czasie od otrzymania tego dokumentu okazało się, że on jednak zawiera błędy. Ja się jednak cieszę, że o nim mówiłem w TVP. Ożywiłem w ten sposób pewne kręgi. One będą teraz pluć, szczekać itd. I bardzo dobrze, niech im piana z pyska leci - mówi smoleński ekspert.

Ja nie byłem w TVP na spowiedzi przed odejściem z tego świata. Pan Kraśko pogrywał nieczysto, więc ja z nim też. Ja jestem starym lisem, doświadczonym w tych sprawach. Nie mogę pozostawiać bez odpowiedzi takich zagrywek i prowokacji. Kraśko dopuszczał się karygodnych prowokacji. Więc wet za wet... - dodał prof. Rońda.