Wspominanie tego Sejmu, (UWAGA!!!! nawet w dzień po jego samorozwiązaniu), to coś jak czuwanie nad nieboszczykiem, który jeszcze za życia, mimo pozorów tężyzny, był martwy. Jak w ludowej przyśpiewce: Umarł Maciek, umarł, już leży na desce, gdyby mu zagrali, podskoczyłby jesce. Sejm też podskakiwał jeszcze, do końca, nawet wycinał hołubce, gdy w pobliżu były kamery. Rozpamiętywanie czynów Sejmu to coś w rodzaju obrzędu Dziadów, no dobrze, aby być w zgodzie z poprawnością polityczną Dziadów i Bab. Na głowie kraśny ma wianek, w ręku zielony badylek, to może być Senyszyn, albo Beger. Chaos wkrada się we wspomnienia, obraz goni obraz i inaczej być nie może, bo sprawozdanie z chaosu samo musi być też chaotyczne.

Reklama

Grzechem pierworodnym marnej pamięci Sejmu V kadencji było to, że, zanim jeszcze powstał, wszystko było wiadomo. Wiadomo było, która partia będzie miała większość, z kim wejdzie w koalicję, kto będzie premierem z Krakowa, kto weźmie resorty siłowe, a kto odpowiedzialność. Reszta to konsekwencje. Tak się kończy zjadanie owocu z drzewa wiadomości złego i dobrego, zanim on dojrzeje. Najpierw zadęcie, a potem wzdęcie. Wyborcy nie stanęli na wysokości zadania, nie głosowali zgodnie z przepowiedniami ani dyrektywami Unii Europejskiej, więc to oni są odpowiedzialni za całe te dwa lata. W końcu przy wzdęciu, co się zdarza bydlęciu, żadne dyrektywy nie zastąpią lewatywy.

Z otchłani rozpaczy i beznadziei purgatoryjnej czyli sanacyjnej wychynęła koalicja Prawa i Sprawiedliwości z Samoobroną i Ligą Polskich Rodzin, której matką była konieczność a ojcem naiwność. Jak listek z listkiem w powiewie, jak gołąbek z gołąbkiem na drzewie, tak aniołek igra z aniołkiem. Ja was, wyjadaczy chleba, w anioły przerobię - rzekł Jarosław Kaczyński do Andrzeja Leppera i Romana Giertycha. Na początku było słowo, i na końcu też, ale na cztery litery. Stało się zgodnie z teoretycznymi przewidywaniami.

Politycznym Jankom Muzykantom dobry pan Kaczyński ofiarował skrzypce. Aniołku, duszeczko, czego chciałeś, macie obie! Ale oni, zamiast okazać wdzięczność i przyłożyć się do ćwiczenia gam, rozbili mu je na głowie. Władza miała ucywilizować troglodytów, tymczasem oni okazali się silniejsi duchem i zdeprawowali, ściągnęli do swojej jaskini i oswoili nie tylko koalicję i opozycję, ale i publiczność. Skini z jaskini politycznej narzucili wszystkim swoje normy i zasady, swój sposób postępowania i patrzenia na sprawy państwa. A najdziwniejsza jest ochota, z jaką podchwycono obyczaje, język i miałkie cwaniactwo we wszystkich sejmowych ugrupowaniach. Hej, sowy, puchacze, kruki, i my nie znajmy litości, szarpajmy ciało na sztuki, niechaj nagie sterczą kości.

Reklama

Wpadło mi w ręce tajne nagranie dokonane tuż przed śniadaniem u Moniki Olejnik, które doskonale potwierdza upadek obyczajów klasy politycznej. Słychać jakieś plaśnięcia czy plaskacze, a potem gospodyni upomina: Panowie, proszę nie bić się po twarzach. To słychać w mikrofonach. Poza tym nie jesteśmy w Sejmie, tylko w studio. Zasadnicze argumenty w walce politycznej proszę odłożyć na później. Widelec też, panie pośle. Wydłubanie oka przeciwnikowi politycznemu nie doprowadzi do kompromisu. Na baranka bez ustanku wołam: baś, baś, mój baranku.

Co tam dalej. Język. A właściwie ozór. Deprawacja całkowita. Transmisje sejmowe powinny były być zakazane dla dzieci szkolnych. W poprzednich kadencjach w miarę poprawna polszczyzna walczyła z postkomunistyczną nowomową. W ostatniej rozpleniło się mnóstwo najdziwniejszych dialektów partyjnych, a może nawet klasowych. Kto nie miał klasy, ani osobistej, ani skończonej, gwałcił język brutalnie i bezkarnie. Już się nie czepiam wyeliminowania dopełniacza (Polska potrzebuje naprawę) bo dopełniacz zlikwidowała telewizja i teraz wystarczy tylko jakaś ustawa, żeby się okazało, że posłowie mówią poprawnie.

Już się nie czepiam tego, że najpopularniejsze frazy politycznej mowy to "yyy", "eee", albo, jak ktoś bardziej wygadany, to "yyyeeeyyy". Niech język giętki wypowie, co pomyśli głowa. Ale tych wszystkich dzisiejszych piątków, miesięcy październików, bieżących lat i podobnych tekstów w tym temacie darować nie można. Podobnie jak rusycyzmów - jakby nie było, za wyjątkiem, tym niemniej, póki co i odnośnie. Zwłaszcza w wykonaniu patriotów, szowinistów i ksenofobów. Nasza Ojczyzna, polszczyzna.

Reklama

W przerwach między ględzeniem od rzeczy i awanturami, posłowie zajmowali się uchwalaniem ustaw. Nieregularne wypróżnienie, za to gwałtowne. Legislacyjna sraczka w pośpiechu i w panice. Zwłaszcza ostatnie dni, to gorączkowe wypełnianie programu na dwa lata naprzód. Aby zdążyć przed końcem. Dorn z lagą marszałkowską w ręku poganiający posłów, wołających o obstrukcję. Ciekawe, czy jest choć jedna osoba z tego Sejmu, która byłaby w stanie powiedzieć, co uchwaliła, nie mówiąc już o wyjaśnieniu sensu tych ustaw. Większość inicjatyw ustawodawczych da się streścić tak: mówcie, czego komu braknie, kto z was pragnie, kto z was łaknie. Sejm V kadencji z wielką uprzejmością postarał się, abyśmy przejedli wyjątkową koniunkturę.

Absolutną palmę pierwszeństwa wśród inicjatyw ustawodawczych świetlanej pamięci kadencji zajmuje pomysł powołania Jezusa Chrystusa na króla Polski, wysunięty przez część posłów PiS, LPR i PSL. Tu już trzeba zdjąć z szacunkiem czapkę, jak przed Giewontem, bo to głupstwo potężnych rozmiarów i też z krzyżem na szczycie, a nie jakaś drobnica. Czego potrzebujesz, duszeczko, żeby się dostać do nieba?
Czy prosisz o chwałę Boga? Czyli o przysmaczek słodki? A skąd tam. Panowie posłowie chcieli mieć ustawę, gwarantującą im wniebowzięcie. Zapomnieli, że wedle Bożego rozkazu kto nie dotknął ziemi ni razu, ten nigdy nie może być w niebie.

Piękne pomysły, częściowo już zrealizowane, to także powszechny zakaz palenia wszędzie oraz prohibicja powszechna w Dniu Dziecka, jednak poza bufetem sejmowym. Stawcie w środku kocioł wódki, a gdy laską skinę z dala, niechaj się wódka zapala. Występy posłów w stanie wskazującym były dość częste, w Dniu Dziecka, w święta i dni powszednie. W przypadku niektórych trudno było odróżnić, czy wypowiadają się przed, po, czy w trakcie.
Najpoważniejszym problemem, a kto wie, czy nie najistotniejszą przyczyną wszystkich perturbacji sejmowych i powodem skrócenia kadencji były lustracja i dekomunizacja. A czegóż potrzeba dla duszy, aby uniknąć katuszy? Trzeba abolicji, zapomnienia, patrzenia w przyszłość. Każdy, kto próbował w imię prawdy grzebać brudnym paluchem w przeszłości, dostawał po łapach. Tłuczono gazetami i wyrokami trybunału tych, których podejrzewano, że chcą utłuc innych teczką. Miła rozrywka towarzyska, jak się wydaje, pyszna zabawa dla kilku jeszcze sejmów, a może i pokoleń. Tak, tak. Syp im na oczy mak.

Afery. Największe były łóżkowe. Morozowski z Sekielskim pod łóżkiem Begerowej i Aneta Krawczyk w łóżku, które Lepper dzielił z Łyżwińskim. Kaperownictwo, czyli korupcja polityczna oraz kwestia otchłanna - czy można zgwałcić prostytutkę. Lecz nie płacz, piękna dziewico! Oto przed moją źrzenicą odkryto przyszłe wyroki: Jeszcze musisz sama jedna latać z wiatrem przez dwa roki. Nagrania. Zręby państwa się trzęsą. Każdy nagrywa każdego, a służby nagrywają wszystkich. Równiej jak ty ochoty, większej trochę mocy, obydwa polujemy, chociaż ty w poranki jedziesz na świat, ja łowy rozpoczynam w nocy.

Haki. Zamiast grzybobrania, hakobranie. Wszyscy zbierali haki na wszystkich, i wszyscy ogłaszali, że zaraz je pokażą, a będą to haki porażające. Niektórzy nawet pokazywali - Ziobro, Giertych, Lepper. Ale skończyło się, jak zwykle - anonsem: mam hak, poszukuję wspólnika z paskiem.

Wiemy już, czym Szatan chciał w "Dziadach" przestraszyć Konrada, mówiąc mu, co będzie z Polską za lat 200. Chciał mu opowiedzieć o Sejmie V kadencji. My już wiemy. Nie przestraszyliśmy się, ale i nie ubawiliśmy zanadto.
Ach, jaka świetność, przepych jaki!
Ah, quelle beaute, quelle grace!
Ach, szelmy, łotry, ach łajdaki!
Żeby ich piorun trzasł.
Sejm zszedł w konwulsjach, z pianą na ustach, z rzężeniem i łomotem. W atmosferze histerii, ale jednak skutecznie. Niech spoczywa w spokoju. Ciszej nad tą trumną i rozważniej nad urną, aby Złego nie zbudzić.