Racewicz w rozmowie z Aleksandrą Pawlicką mówi, że gdy niektórzy pytają ją, dlaczego tak długo wytrzymała w telewizji publicznej, udziela im odpowiedzi, że "kocha tę pracę". – Bo gdy jesteś jedynym żywicielem rodziny – waży się decyzje i wszelkie ułańskie szarże wkłada do kieszeni – mówi. Dodaje, że poranne programy są wolne od politycznych nacisków, ale po półtora roku pracy, którą wspomina bardzo dobrze, nagle atmosfera zaczęła gęstnieć. – Skłamałabym gdybym powiedziała, że tego nie czułam – stwierdza.
Dziennikarka komentuje również zwolnienie jej z pracy w TVP za umieszczanie postów na Instagramie zawierających lokowanie produktu, a dokładnie diety, jaką stosuje. Zwraca uwagę, że jej koleżanki i koledzy również to robią, a profil, na którym publikowała zdjęcia, jest jej prywatnym. – Byłam przekonana, że nie wykraczam poza standard. Mimo to skasowałam wpisy, poprosiłam o rozmowę. Nie było ani odpowiedzi, ani rozmowy – mówi. Dodaje, że nie było żadnych wielokrotnych upomnień, jak informowała w swoim oświadczeniu telewizja. – TVP kłamie – twierdzi Racewicz. Pytana, czy złoży pozew przeciwko TVP, odpowiada, ze decyzje podejmie, gdy opadną emocje. I choć wie, ze to walka "Dawida z Goliatem" to "nie może sobie pozwolić na bezkarne deptanie dobrego imienia, na które pracowała wiele lat".
W wywiadzie poruszony został również wątek jej kolegów i koleżanek z TVP. Racewicz stwierdza, że nie wie, czy ludzie, którzy pracują w programach informacyjnych, wierzą, że uprawiają uczciwe dziennikarstwo. – Czy na koniec dnia mogą przed lustrem spokojnie spojrzeć sobie w oczy? – zastanawia się.