Wstrzymał się pan od głosu, gdy europarlament decydował o uruchomieniu wobec Polski art. 7 Traktatu o UE, procedury ochrony praworządności. Czy to już podpada pod definicję zdrady narodu?
Jestem z kraju Jarosława Kaczyńskiego. To niewdzięczna misja w instytucjach unijnych, odkąd rząd nadużywa demokratycznego mandatu, by zmienić ustrój Polski na taki, który nie pasuje do standardów UE. Za komuny sytuacja była jasna – jak ktoś był na Zachodzie, jego obowiązkiem było dawanie świadectwa prawdzie. By Zachód wiedział, co dzieje się za żelazną kurtyną.
A teraz? Dziś wiedza o wyczynach PiS jest pełna, a my musimy za każdym razem zajmować stanowisko wobec inicjatyw Parlamentu piętnujących nadużycia PiS. Chcę też podkreślić, że nie jesteśmy inicjatorami żadnej z rezolucji. Jedynymi politykami, którzy prowokowali debaty o Polsce, są nasi obecni oskarżyciele, z Ryszardem Czarneckim na czele. Przywozili do Brukseli kłamstwo smoleńskie, skargi o. Tadeusza Rydzyka na brak miejsca na multipleksie dla telewizji Trwam i najcięższe oskarżenie – o sfałszowanie wyborów samorządowych. Zatem, wstydzimy się za rząd, ale staramy się odróżnić Polskę – godne podziwu dzieło zbiorowe Polaków, od krytyki rządu PiS.
Ale jak pan chce oddzielić Polskę od polskiego rządu, który po wygranych wyborach twierdzi, że jest emanacją narodu?
To jest klisza PRL: kto podnosi rękę na partię, zdradza naród. Ale prawda o PRL docierała na Zachód. Dziś propaganda rządowa ma taki zasięg jak telewizja Kurskiego – kończy się na Odrze i Nysie.
PiS stosuje takie symboliczne porównania, żeby zablokować politycznym przeciwnikom pole manewru – tak jakby grał z nimi w chińską grę go.
Misją mojej delegacji, która jest silna i wpływowa w PE, jest bycie głosem milionów Polaków, którym jest dobrze w Unii, bo czują się u siebie. Będziemy dawać świadectwo prawdzie. Demokratyczna Europa była i jest sojusznikiem demokratycznej Polski.
CZYTAJ WIĘCEJ W PIĄTKOWYM WYDANIU DGP >>>