Nikogo za rękę nie wezmę i do prezydenta prowadzić nie będę - w ten sposób premier Donald Tusk odniósł się w czwartek do informacji, że prezes PiS Jarosław Kaczyński nie przyjął zaproszenia Bronisława Komorowskiego na spotkanie w Pałacu Prezydenckim.

Reklama

Prezydent, w związku z wtorkowym zabójstwem w łódzkim biurze PiS, zaprosił do siebie szefów partii politycznych i klubów parlamentarnych, by porozmawiać o możliwościach obniżenia poziomu agresji w polskiej polityce.

Komorowski zaprosił Jarosława Kaczyńskiego na czwartek na godz. 11.30. Miało to być pierwsze z cyklu spotkań Komorowskiego z liderami partii. Ostatecznie do Pałacu Prezydenckiego udali się w zastępstwie prezesa PiS: szef klubu Mariusz Błaszczak i wiceprezes Beata Szydło. Kaczyński został w Sejmie, by wysłuchać rządowej informacji na temat wtorkowego zabójstwa w łódzkim biurze PiS. Ten punkt rozpoczął się w czwartek o godzinie 11.15. Kaczyński nie przyjął również ponownego zaproszenia ze strony prezydenta na rozmowę w czwartek po południu.

Według premiera prezydent stara się budować "elementarną nić porozumienia". "My na pewno nie zrezygnujemy z tego. Naprawdę jesteśmy bardzo przejęci tą sytuacją, ale nie tylko tą. Bardzo trudno się żyje i pracuje w takiej atmosferze, pod takim ciśnieniem niechęci czy agresji" - powiedział Tusk dziennikarzom w Sejmie. "To nie jest dobre. Nie trzeba być filozofem, etykiem, wybitnym mężem stanu, żeby zrozumieć, że nie da się dobrze pracować w takiej atmosferze" - dodał.

Reklama

Zapowiedział, że chce wykorzystywać wszystkie dostępne środki, żeby "ten ogień wygasł". "Jeśli macie państwo poczucie, że prezes Jarosław Kaczyński nie dojrzał jeszcze do takiego głębszego oddechu i głębszej refleksji, to tak, ja też mam takie wrażenie. Ale nie dziś, to jutro, nie jutro, to pojutrze" - mówił szef rządu.

Pytany o ocenę czwartkowego wystąpienia Kaczyńskiego w Sejmie w debacie dotyczącej wydarzeń w Łodzi, Tusk powiedział: "Nie mogę być jakoś szczególnie zawiedziony, czy rozczarowany, bo dobrze wiem, że to pewnie będzie długi proces i nawet najlepsza wola z mojej strony wcale nie musi oznaczać, że wszyscy wokół się zmienią".

Premier podkreślił, że nie ma takiej mocy, aby spełnić niektóre warunki, jakich żąda szef PiS - np. nie ma możliwości zdjęcia z anteny programu "Szkło kontaktowe". Kaczyński powiedział w debacie, że jeżeli nie zostaną wycofane, zlikwidowane ośrodki masowego przekazu, które "budowały kłamstwo i przemysł nienawiści", to - jego zdaniem - nie ma mowy o tym, by Polska mogła wyglądać normalnie. W tym kontekście wymienił program "Szkło kontaktowe" w TVN24.

Reklama



Tusk podkreślił, że nie chodzi o "pozory pojednania", o to żeby "ludzie zaczęli się sobie rzucać w ramiona". "Chodzi o to, aby elementarny szacunek i respekt dla konkurencji był codziennością" - podkreślił.

Według premiera nie ma wytłumaczenia dla nikogo - niezależnie od przynależności partyjnej - u kogo "temperament zakłóca jasność widzenia". Jak ocenił, ma miejsce pomieszanie pojęć i niektórzy nie dają sobie rady z językiem polskim. Dlatego - zdaniem szefa rządu - "tak często w wypowiedziach publicznych padają te najcięższe epitety, kompletnie bez uzasadnienia", które w konsekwencji prowadzą do agresji.

"Jeśli są politycy w Polsce, którzy każdego dnia o konkurencji są w stanie powiedzieć najstraszliwsze i najcięższe oskarżenia, typu: zdrajca, agent, morderca, to ktoś, kto używa tego rodzaju słów, wyczerpuje możliwość uprawiania polityki poprzez słowa" - ocenił premier. Jak mówił, jeśli używa się takich słów na co dzień, "to jest się bardzo blisko granicy przemocy".

"Jeśli takie słowa padają codziennie i nie mają związku z rzeczywistością, to bardzo szybko doprowadzają do desperacji" - dodał szef rządu. "Tysiące lat temu dyplomacja w ludzkiej cywilizacji polegała na tym, aby ważyć słowa, bo jeśli ktoś powie jedno słowo za dużo, to później trudno cofnąć się do strefy pokoju i wzajemnego szacunku" - powiedział Tusk.

Zaznaczył, że odczuwa jako niesprawiedliwość "próbę symetryzowania i udawania, że się nie widzi, kto używa tego typu sformułowań, a kto używa czasami głupich, czasami obelżywych, ale bez porównania mniej groźnych sformułowań".

Tusk podkreślił, że nie ma zamiaru udawać, iż jest czymś do zaakceptowania, kiedy lider dużej partii mówi o premierze czy prezydencie: "". "To najważniejszy problem polskiej polityki" - uważa szef rządu