Klich jest szefem Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych od 2006 roku; jego kadencja kończy się w połowie stycznia. Członków komisji powołuje minister infrastruktury. Grabarczyk pytany we wtorek o tę sprawę powiedział, że "raczej nie dostrzega przeciwwskazań", by ponownie powołać Klicha na szefa komisji.
"Każda decyzja mnie zadowoli. Nie mam aż tak wielkich ambicji, by nie pogodzić się z jakimkolwiek postanowieniem. Jeśli nie zostanę wybrany na drugą kadencję, nie będę płakał. Jeśli jednak zostanę, to ucieszę się, inaczej byłby to jednak policzek" - powiedział Klich w wywiadzie dla Wirtualnej Polski.
Pułkownik, który jest akredytowany przy Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym wyjaśniającym po stronie rosyjskiej okoliczności katastrofy polskiego samolotu Tu-154M, krytycznie ocenia zachowanie przełożonego pilotów gen. Andrzeja Błasika.
"Jedyne, co mogę powiedzieć, to że generał Błasik nie powinien znaleźć się w kabinie, a jeśli już, to powinien zrobić to po to, by na odpowiedniej wysokości zareagować, nakazać przerwanie podejścia" - powiedział Klich i dodał: "brak reakcji był krytyczny. Latał przecież Jakiem-40, umiał czytać z przyrządów i powinien zdawać sobie sprawę, że zostały przekroczone wszelkie zasady bezpieczeństwa".
Według niego, przy dotychczas znanych odczytach rozmów w kabinie, trudno będzie udokumentować i ustalić, skąd wyszły ewentualne naciski na pilotów. Dlatego - jak powiedział Klich - ważne byłoby ujawnienie rozmowy między Lechem a Jarosławem Kaczyńskimi i "dowiedzieć się, czy rozmowa dotyczyła rzeczywiście jedynie stanu zdrowia matki".
Klich uważa, że kapitan maszyny Arkadiusz Protasiuk "był pod presją wykonania zadania i ten cel przyćmił mu racjonalną ocenę ryzyka". "Determinacji zabrakło też drugiemu pilotowi, który nie zrobił nic, by przejąć nawet siłowo stery. Brak zdecydowania wynikał moim zdaniem z braku odpowiednich szkoleń" - dodaje.
Pułkownik dziwi się, że piloci Jaka-40, który lądował w Smoleńsku wcześniej, nie powiadomili Warszawy, że pogoda jest "do kitu". "Powinni alarmować, podzielić się informacjami z kolegami, którzy wieźli przecież prezydenta. To jest już jednak kwestia odpowiedzialności i tego, dlaczego dbali o własny interes. Mówiąc krótko, piloci Jaka nie są dla mnie wiarygodni" - ocenił.
Na pytanie, czy piloci Jaka mogli zawieść, Klich odpowiedział, że ma "pewne informacje na ten temat", ale nie może zdradzać szczegółów. "Mogę jedynie przypuszczać, czy dostatecznie informowali o wszystkim załogę tupolewa, czy nie. Wszystko jest do sprawdzenia w billingach" - wyjaśnił.
Pytany, czy są jeszcze rzeczy, których nie może ujawnić, a które mogą zmienić obraz przyczyn katastrofy, Klich odpowiedział: "Są rzeczy, które są ważne, zaskakujące, a nawet przełomowe. Przyjdzie czas, że ujrzą światło dzienne. Poczekajmy na raport końcowy".