Politycy pokłócili się o ocenę postępowania CBA w sprawie doktora Mirosława G. i porównanie metod funkcjonariuszy do działań stalinowskich śledczych. O takie porównanie pokusił się sędzia Igor Tuleya, który skazał kardiochirurga za korupcję. Sędzia, uzasadniając wyrok, wspominał między innymi o nocnych przesłuchaniach. Odniósł się do tego Zbigniew Ziobro, jeden z gości programu "Kawa na ławę" w TVN24.
Ja też byłem przesłuchiwany, przez 12 godzin, do trzeciej w nocy, jako świadek za własną zgodą przez rząd Donalda Tuska! Ja byłem przesłuchiwany, jak już nie byłem ministrem sprawiedliwości za to, że ścigałem korupcję, kiedy premierem był Donald Tusk! - oburzył się szef Solidarnej Polski.
Na te słowa zareagował Adam Szejnfeld z PO, który przypominał, że przesłuchania Zbigniewa Ziobry dotyczyły metod, jakie "stosował i tolerował", gdy był ministrem sprawiedliwości. Ziobro odparował argumentem, że wszystkie śledztwa wobec niego były umorzone.
Potem dostało się także Ryszardowi Kaliszowi. - Pan nie dziwi się metodom opresji stosowanym przez UB, bo pan jest z formacji, która jest spadkobiercą tamtego okresu - zwrócił się Ziobro do posła SLD.
To z kolei wzburzyło polityka lewicy. - Nie ma pan żadnej refleksji, to pana informuję. Pana tam nie ma, a ja tam jestem. Jestem wpisany na listę dwóch tysięcy ludzi represjonowanych przez organy bezpieczeństwa PRL-u. Chcę panu powiedzieć, że mój ojciec był przez wiele miesięcy zamknięty w 1947 roku na Zamku Lubelskim za organizowanie strajku przeciwko sfałszowaniu referendum. I niech pan przestanie w ten sposób mówić! Pan nie ma do tego prawa! - odparł Ryszard Kalisz.
Pan by wszystkich zamknął do więzienia! Wszystkich! - krzyczał poseł SLD. - To, co robi Ziobro, to jest skandal po prostu! - grzmiał Ryszard Kalisz, nie zwracając uwagi na próby uspokojenia dyskusji, jakie podejmował prowadzący program Bogdan Rymanowski.