Dziś mija 120 dni od zaprzysiężenia Andrzeja Dudy na urząd prezydenta. Zakończona niedawno wizyta w Chinach była jego 11. podróżą zagraniczną. Komorowski w analogicznym okresie (nie bierzemy pod uwagę czasu, gdy był on p.o. prezydentem) odbył 12 wyjazdów, ale wizyta w Belgii i siedzibie UE, we Francji oraz w Niemczech nastąpiły kolejno po sobie, podczas jednego wyjazdu z Polski. W przypadku Dudy każda z dotychczasowych podróży była odrębna.
Wiele mówiący jest dobór państw, do których każdy nowo zaprzysiężony prezydent udaje się z pierwszymi wizytami. Andrzej Duda zdecydował się na symboliczny gest, w rocznicę podpisania paktu Ribbentrop-Mołotow odwiedzając Estonię. To spotkało się z uznaniem zwolenników prezydenta, którzy podkreślali wsparcie dla kraju zaniepokojonego polityką Rosji, oraz krytyką przeciwników uważających, że celem pierwszej wizyty powinna być bardziej znacząca stolica. Z przekąsem wypowiadał się sam Komorowski, co było o tyle nietrafione, że jego pierwsze zagraniczne spotkanie odbyło się na Litwie. Podczas urlopu spędzanego w tym kraju spotkał się z prezydent Dalią Grybauskaite.
Dopiero w kolejnym miesiącu ówczesny prezydent udał się w podróż do Brukseli, Paryża i Berlina. Niemcy były również celem drugiej podróży Dudy - pod koniec sierpnia rozmawiał w Berlinie z prezydentem, kanclerz i szefem MSZ. Zresztą u naszych zachodnich sąsiadów Duda był już dwa razy - pod koniec września brał udział w odbywającym się w Erfurcie spotkaniu prezydentów grupy Arraiolos (Austria, Finlandia, Łotwa, Niemcy, Polska, Portugalia, Słowenia, Węgry i Włochy).
- Nowy prezydent został odebrany jako przyjazna twarz, mimo że jego niektóre postulaty – zwłaszcza domaganie się wojskowej obecności NATO na wschodniej flance – nie znajdują akceptacji Berlina -mówi niemiecki politolog Roland Freudenstein z Wilfried Martens Centre for European Studies. Dodaje jednak, że bez względu na pozytywne wrażenie, jakie pozostawił po sobie Duda, nie było ono w stanie przełamać fatalnej prasy, jaką w RFN ma nowy rząd.
Krytycy Dudy zarzucają mu, że nie odwiedził dotychczas siedziby UE. Kontrargumentem może być to, że złożył wizyty w dwóch najważniejszych oprócz Niemiec państwach Unii - w Wielkiej Brytanii i we Francji, a także w dwóch światowych mocarstwach - USA i Chinach, choć jeśli chodzi o USA, to celem nie tyle były one same, ile sesja Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Wizyta w ChRL miała zaś miejsce z okazji spotkania władz Państwa Środka z przywódcami państw Europy Środkowej i Wschodniej i z nią łączono duże nadzieje na promocję polskiej gospodarki.
Razem z Dudą do Państwa Środka polecieli bowiem przedstawiciele biznesu. Eksperci, w tym prof. Andrzej Góralczyk na łamach DGP, chwalili, że w skład polskiej delegacji wszedł prezydent, co z chińskiego punktu widzenia miało duże znaczenie wizerunkowe. Przynajmniej w sensie gospodarczym do polsko-chińskiego przełomu jednak nie doszło: Duda nie mógł w Chinach złożyć konkretnych deklaracji w dziedzinie infrastruktury (szybka kolej) i energetyki (jądrowa), na których eksport liczy chińska strona.
Komorowski w pierwszym roku urzędowania nie brał udziału w obradach ONZ, za to pod koniec 2010 r. (już poza omawianym okresem 120 dni) udał się z odrębną wizytą do USA, gdzie rozmawiał m.in. z Barackiem Obamą. Ciekawe, że podczas całej pięcioletniej kadencji były prezydent tylko po razie odwiedził Chiny i Wielką Brytanię, przy czym ten drugi kraj tylko przy okazji szczytu NATO (dla porównania w Niemczech był 11 razy, a we Włoszech - siedem).
Duda, podobnie jak wcześniej Komorowski, przywiązuje szczególną wagę do stosunków z innymi państwami regionu. W przypadku eksprezydenta przełożyło się to w czasie pierwszych czterech miesięcy urzędowania - oprócz urlopowego spotkania na Litwie - na wizyty na Łotwie, w Czechach, Rumunii i dwie na Ukrainie. Duda z kolei oprócz Estonii był także na Słowacji, na Węgrzech, gdzie odbywało się spotkanie Grupy Wyszehradzkiej, w Rumunii, a w połowie grudnia planuje podróż do Kijowa.