Przed oceną wypadku bez poznania wszystkich szczegółów co do jego przebiegu przestrzegał prezydencki minister Krzysztof Szczerski, ale - jak mówił - najbardziej uderzyła go "mnogość i czasami przekraczająca jakiekolwiek granice ilość komentarzy dotyczących tego wypadku". - I to naprawdę komentarze, których powinni się wstydzić ich autorzy, którzy udają, czy uważają siebie za poważnych dziennikarzy poważnych mediów albo poważnych polityków poważnych partii - mówił Szczerski. Dodał, że jest to "dużo bardziej niebezpieczny syndrom pewnego stanu rzeczy, niż niejeden komunikacyjny wypadek".

Reklama

Nie znamy wszystkich szczegółów. Są też takie wyjaśnienia, że tutaj była też próba na ochronę życia tego młodego kierowcy, bo gdyby zderzył się z pancernym samochodem, to mogłoby się bardzo źle skończyć. Naprawdę się mimo wszystko cieszmy z tego, że nie ma żadnej ofiary śmiertelnej. Być może ktoś się też do tego przyczynił, że takiej ofiary śmiertelnej nie ma - mówił sekretarz stanu w Ministerstwie Kultury i Dziedzictwa Narodowego Jarosław Sellin. - Takie wybieganie przed szereg i już wyrokowanie, formułowanie jakichś ocen zanim nie otrzymamy wszystkich komunikatów, wszystkich informacji, jest przedwczesne i świadczące o, niestety, nadmiernej gorączce polskich polityków, którzy się do takich komentarzy i wyciągania wniosków skłaniają.

W ocenie Grzegorza Długiego (Kukiz'15) wypadek samochodowej kolumny rządowej to "fragment większej całości", w której "stan naszych dróg, stan naszych samochodów i stan naszej świadomości jako kierowców pozostawia wiele do życzenia".

Joanna Scheuring-Wielgus (Nowoczesna) zwróciła uwagę, że w ciągu roku doszło do kilku wypadków, m.in. z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy oraz ministrów: Jarosława Gowina i Antoniego Macierewicza. - Powinniśmy się zastanowić nad tym (...) czy zawiodły procedury, czy zawiodły osoby, ale oczywiście w duchu ochrony osób ważnych w państwie, tylko i wyłącznie - mówiła. - Osoby najważniejsze w państwie powinny naprawdę być bardzo dobrze zabezpieczone.

Ciśnie się na usta pytanie: dlaczego Polacy wybrali władzę, która mając wszystkie narzędzia i środki, nie potrafi nawet sama sobie zapewnić bezpieczeństwo. Bo to nie jest przypadek - uważa Andrzej Halicki (PO). Zdaniem posła nie może być tak, że "polskie państwo staje się państwem opisywanym przez zagranicę właśnie tak, jak w tej chwili się robi, gdzie tydzień po tygodniu karambole mają miejsce, gdzie nie można zapewnić bezpieczeństwa nawet osobom najważniejszym w państwie".

Reklama

Przestrzegaliśmy przed tym, kiedy minister Błaszczak demontował służby m.in. BOR właśnie. Amatorszczyzna i dyletanctwo tak się kończy i brak nadzoru. Armia bez głowy - powiedział poseł PO. W ocenie Halickiego "widać to wyraźnie", że Mariusz Błaszczak "nie powinien być ministrem spraw wewnętrznych".

Zdaniem Jarosława Kalinowskiego (PSL) "jest pewien problem z kompetencyjnością odpowiednią na odpowiednim poziomie zarządzających". - Gdzie jest nadzór nad BOR? Naprawdę coś się niedobrego dzieje. Ja nie chcę tu żadnych wyroków wydawać, ale trzeba naprawdę bardzo precyzyjnie zbadać, bo chodzi o bezpieczeństwo najważniejszych osób w Polsce - mówił.

Do wypadku doszło w piątek ok. godz. 18.30 w Oświęcimiu. Rządowa kolumna trzech samochodów na sygnale uprzywilejowania, w której pojazd premier Beaty Szydło jechał w środku, wyprzedzała fiata seicento. Jego 21-letni kierowca przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać w lewo i zderzył się z autem szefowej rządu. Oprócz premier, poszkodowani zostali dwaj funkcjonariusze BOR, w tym kierowca. W sobotę przed południem opuścił on już szpital w Oświęcimiu. Premier i drugi funkcjonariusz BOR nadal przebywają w Wojskowym Instytucie Medycznym w Warszawie.

Okoliczności wypadku bada prokuratura, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i policja.

Po pilnej naradzie z szefem MSWiA Mariuszem Błaszczakiem, zwołanej po wypadku w Oświęcimiu, pełniący obowiązki szefa BOR płk Tomasz Kędzierski podkreślił, że rządową limuzyną, którą jechała premier, kierował doświadczony funkcjonariusz BOR. Poinformował też, że kolumna trzech pojazdów BOR była prawidłowo oznakowana i poruszała się z prędkością około 50 km/h. Zapewnił, że kierowcy samochodów zachowali się prawidłowo. Uniknęli zderzenia z seicento - w przeciwnym razie mogło dojść od zmiażdżenia fiata.