Pałac Prezydencki, kancelaria premiera i MSZ milczały cały dzień. Szef dyplomacji od rana próbował umówić się z prezydentem, żeby łagodzić sytuację. Półtorej godziny przed rozmową zadzwonił do pałacu i zapowiedział, że nie może przyjechać, bo na jego spotkanie z prezydentem nie godzi się premier Tusk - podają źródła w pałacu.
W tekście przedstawiliśmy fragmenty tajnej rozmowy z 4 lipca między prezydentem a szefem dyplomacji. Z zachowania Kaczyńskiego wynikało, że kompletnie nie ufa Sikorskiemu i posądza go o zdradę interesów państwa. Żaden z bohaterów historii nie chciał wczoraj zabrać głosu. Milczeli Donald Tusk, Lech Kaczyński, Radek Sikorski.
Do wieczora komunikat wydało jedynie prezydenckie Biuro Bezpieczeństwa Narodowego. Czytamy w nim, że BBN do zamknięcia polsko-amerykańskich rozmów nie będzie komentowało przecieku fragmentów z tajnej rozmowy. Biuro tłumaczy to "poczuciem odpowiedzialności za pomyślny przebieg negocjacji”. A wieczorem podało natomiast, że zawiadamia prokuraturę.
Sam Sikorski od świtu dzwonił do dwóch urzędników Kancelarii Prezydenta. Prosił o szybkie spotkanie z Kaczyńskim. "Był ugodowy, powiedział, że zależy mu na uspokojeniu sytuacji" - mówi informator DZIENNIKA. Prezydent zgodził się przyjąć go o 16.
Między drugą a trzecią nastąpił gwałtowny zwrot akcji. Minister ponownie zatelefonował do pałacu. Powiedział, że nie może przyjechać. Argumentował, że na jego rozmowę z Kaczyńskim nie godzi się Tusk. Powód? "Sikorski relacjonował, że premier nie chce eskalowania napięcia między szefem dyplomacji i głową państwa" - twierdzi rozmówca DZIENNIKA. Co na to MSZ? Oficjalnie odmawia komentarza. Jednak ważny urzędnik resortu powiedział nam: "Wariant spotkania był rozważany. Chodziło o to, żeby wylać trochę wody na rozżarzone węgle".