Od całej otrzymywanej od państwa sumy król płaci 40 proc. podatku.
Sekretarz generalny dworu królewskiego Alfonso Sanz Portoles ujawnił też w środę na konferencji prasowej w pałacu Zarzuela w Madrycie, że państwo hiszpańskie przyznało w tym roku monarchii 8,43 miliona euro, ok. 5 proc. mniej niż rok wcześniej.
Następca tronu książę Felipe ma do dyspozycji 146 376 euro. Królowa Sofia, małżonka następcy tronu księżna Letizia oraz obie córki pary królewskiej - Elena i Cristina - otrzymują łącznie 375 tys. euro na pokrycie kosztów reprezentacyjnych.
Decyzje w sprawie wydatkowania pieniędzy z budżetu dworu królewskiego leżą w gestii króla i nie podlegają kontroli. Od 2007 roku na polecenie Juana Carlosa prowadzony jest jednak audyt wewnętrzny.
Alfonso Sanz Portoles podkreślił, że kontrowersyjny małżonek księżniczki Cristiny, były piłkarz ręczny Inaki Urdangarin, nigdy nie korzystał z budżetu dworu królewskiego. Urdangarin jest podejrzany o sprzeniewierzenie pieniędzy publicznych.
W latach 2004-2006 królewski zięć prowadził fundację Instytut Noos, która zawierała kontrakty z instytucjami publicznymi. W toku śledztwa okazało się m.in., że instytut wystawiał władzom lokalnym Balearów i Walencji nieproporcjonalnie wysokie rachunki za swoje usługi. Śledczy wykryli też w rachunkach instytutu i powiązanych z nim towarzystw dziurę finansową w wysokości około miliona euro.
Od 2009 roku Urdangarin wraz z żoną i czwórką dzieci przeniósł się do Waszyngtonu, gdzie otrzymał posadę w koncernie telekomunikacyjnym Telefonica. Media sugerowały wówczas, że jest to rodzaj wygnania nałożonego na niego przez samego króla Hiszpanii. Teraz zauważają, że śledztwo, do którego dochodzi w sytuacji rekordowego bezrobocia, przekraczającego 21 procent, i trudności gospodarczych, może nadszarpnąć wizerunek hiszpańskiej monarchii.
Właśnie sprawa Urdangarina skłoniła Juana Carlosa do ujawnienia finansów dworu królewskiego. 12 grudnia monarcha postanowił też wykluczyć na razie swego zięcia i jego żonę z oficjalnej działalności rodziny królewskiej.