O sprawie jako pierwsza poinformowała w poniedziałek CNN. Telewizja ta oraz "NYT" powołały się na zastrzegające anonimowość źródła bliskie sprawy - obecnych i byłych urzędników oraz dawnych pracowników wywiadu.

Jak pisze "NYT", CIA tego "urzędnika średniego szczebla" zwerbowała i starannie wyszkoliła "dekady temu"; następnie "szybko zaczął się on piąć po szczeblach kariery" w rosyjskich władzach. Ostatecznie "wieloletnie źródło znalazło się na wpływowym stanowisku z dostępem do najwyższych szczebli Kremla" - czytamy w nowojorskim dzienniku.

Reklama

Gdy Amerykanie - pisze gazeta - zaczęli orientować się, że Rosjanie usiłowali sabotować wybory prezydenckie w 2016 roku, "informator stał się jednym z najważniejszych i ściśle chronionych aktywów CIA". "Ale gdy służby wywiadowcze ujawniły wagę rosyjskiej ingerencji w wybory, podając nietypowe szczegóły", sprawą zaczęły zajmować się media" - czytamy w "NYT".

Według dziennika CIA z obawy o bezpieczeństwo swojego agenta pod koniec 2016 roku - jeszcze za administracji Baracka Obamy - zaoferowała mu ewakuację z Rosji, jednak początkowo informator odmówił wyjazdu ze względów rodzinnych, co "wywołało konsternację w siedzibie CIA" i wątpliwości co do wiarygodności agenta. Pojawiły się także obawy, czy źródło nie pracuje jako podwójny agent. Kilka miesięcy później, po kolejnych publikacjach medialnych, agencja ponownie zaproponowała informatorowi wycofanie z Rosji, na co ten wówczas przystał - pisze "NYT". Gazeta podkreśla, że był to "koniec kariery jednego z najważniejszych źródeł CIA".

Reklama

Nowojorski dziennik zaznacza, że jego rozmówcy nie ujawnili tożsamości agenta ani nowego miejsca pobytu, podkreślając, że jego życiu zagraża niebezpieczeństwo. Tajne są również szczegóły samej akcji jego wycofywania.

Jak zauważa "NYT" moskiewski informator "odegrał kluczową rolę" w ostatecznych wnioskach amerykańskiego wywiadu na temat ingerencji Rosji w wybory w USA: "że zaplanował i zlecił ją sam prezydent Władimir Putin". Według cytowanych przez "NYT" źródeł bliskich sprawy agent był "poza najbliższym kręgiem współpracowników Putina, ale regularnie go widywał i miał dostęp do procesu podejmowania decyzji na wysokich szczeblach Kremla".

Również źródła CNN podały, że amerykański agent znajdował się "wysoko w rosyjskiej infrastrukturze bezpieczeństwa", "miał dostęp do Putina i był nawet w stanie przekazać zdjęcia dokumentów leżących na biurku rosyjskiego przywódcy". Według CNN tajne informacje miał przekazywać przez ponad dekadę.

Zdaniem rozmówcy CNN do wycofania informatora doszło "częściowo z powodu obaw", że prezydent USA Donald Trump i jego administracja "wielokrotnie niewłaściwie obchodzili się z tajnymi informacjami wywiadowczymi i mogli przyczynić się do zdemaskowania" szpiega. Jednak byli pracownicy wywiadu, z którymi rozmawiali dziennikarze "NYT", podkreślają, że nieznane są żadne dowody, by Trump bezpośrednio zagroził bezpieczeństwu informatora. Źródła we władzach podkreślają, że bodźcem do wycofania agenta było jedynie zainteresowanie mediów.

Reklama

Zarówno CNN, jak i "NYT" zauważają, że decyzja o wycofaniu agenta sporo kosztowała USA. Według gazety CIA trudniej jest teraz orientować się, co dzieje się na najwyższych szczeblach Kremla. Z kolei CNN podkreśla, że ewakuacja agenta "pozostawiła USA bez jednego z kluczowych źródeł na temat działań Kremla i planów czy przemyśleń rosyjskiego prezydenta, w czasie gdy napięcie między dwoma krajami rośnie".

"Kommiersant": Informatorem USA mógł być urzędnik Kremla Oleg Smolenkow

Wywiezionym w 2017 roku z Rosji informatorem amerykańskich służb specjalnych mógł być urzędnik administracji prezydenta Rosji Władimira Putina Oleg Smolenkow, który wraz z rodziną znikł podczas urlopu w Czarnogórze - informuje we wtorek dziennik "Kommiersant".

Gazeta podaje, że ustaliła możliwe miejsce pobytu Smolenkowa. Zwraca uwagę na informację z czerwca 2018 roku o kupnie nieruchomości w stanie Wirginia przez Olega i Antoninę Smolenkowów. W internecie jest również informacja o zarejestrowaniu w styczniu br. na te nazwiska, zbieżne z danymi Smolenkowa i jego żony, umowy dotyczącej własności.

Nazwisko Smolenkowa podano w poniedziałek wieczorem na jednym kanałów komunikatora Telegram. Według tych doniesień około 45-letni urzędnik przepadł bez wieści 14 czerwca 2017 roku wraz z żoną i trojgiem dzieci podczas urlopu w Czarnogórze. Wydział rosyjskiego Komitetu Śledczego w Moskwie podjął śledztwo w sprawie zabójstwa, które kilkakrotnie przerywano i wznawiano. W rezultacie funkcjonariusze Federalnej Służby Bezpieczeństwa (FSB) ustalili, że domniemane ofiary nie zginęły, lecz mieszkają za granicą. Po zniknięciu Smolenkowa władze rosyjskie nie skomentowały incydentu.

Z relacji mediów w USA i "Kommiersanta" wynika, że Smolenkow był w przeszłości sekretarzem w ambasadzie Rosji w Waszyngtonie. Potem pracował w kancelarii rządu Rosji. W 2010 roku awansował w organach państwowych do rangi radcy rzeczywistego 3 klasy. Źródła "Kommiersanta" w rosyjskich organach państwowych twierdzą, że Smolenkow wykonywał w kremlowskiej administracji raczej prace techniczne, związane z organizacją wyjazdów, zakupami i wykonywaniem poleceń zwierzchników.

Inni rozmówcy dziennika zwracają jednak uwagę, że Smolenkow współpracował w Waszyngtonie z ówczesnym ambasadorem Rosji Jurijem Uszakowem, który obecnie jest doradcą Putina ds. polityki zagranicznej. Współpraca ta trwała nadal po powrocie Smolenkowa do Moskwy i urzędnik cieszył się zaufaniem Uszakowa. - To jest poważne - powiedziało gazecie źródło w kręgach urzędniczych.

Komentarz rosyjskiego MSZ

Jest to kolejna próba wykorzystania materiału rosyjskiego i rosyjskiego pretekstu po to, aby w USA potęgować nieufność wobec nas - skomentował doniesienia amerykańskich mediów wiceszef MSZ Rosji Siergiej Riabkow . Nazwał również sprawę "epizodem, który nie zasługuje aż na taką uwagę".

Wiceszef MSZ Rosji powiedział, że kwestię domniemanego agenta wiązano także z "tak zwaną ingerencją rosyjską w amerykańskie procesy wyborcze". Nazwał te oceny "spekulacjami" i oświadczył, że gdy w USA zaczną zbliżać się wybory, to "znów zacznie się szukanie rosyjskich śladów i jakiegoś niezrozumiałego rosyjskiego zaangażowania".