Ekipy ratunkowe prowadzą dramatyczną walkę z czasem, by dotrzeć do osób uwięzionych pod zwałami błota i ziemi w miejscowościach i osadach Scaletta Zanclea, Giampilieri, Briga Superiore, Molino i Altolia. Wśród zaginionych są małe dzieci. Ale nikt nie ma już praktycznie nadziei na odnalezienie żywych ludzi. Władze mają pewność, że liczba ofiar śmiertelnych przekroczy 50.

Reklama

Najtrudniejsza jest sytuacja w Giampilieri, gdzie na domy mieszkalne pod naporem wody dosłownie runęła część wzgórza. Ewakuowano stamtąd wszystkich mieszkańców osady.

Prasa podkreśla, że tej tragedii można było uniknąć przestrzegając przepisów budowlanych i nie wznosząc budynków na zagrożonych terenach. Symbolem masowego łamania prawa i zaniedbań stał się pięciopiętrowy blok mieszkalny w Scaletta Zanclea, postawiony u ujścia rzeki. Tymczasem - zauważa dziennik "Corriere della Sera" - "nikt się tego nie wstydzi", a przedstawiciele urzędu, którzy wydali pozwolenie na tę budowę, twierdzą, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem.

Szef Obrony Cywilnej Guido Bertolaso powiedział, że na niezbędne prace na wszystkich terenach zagrożonych powodziami i osunięciami ziemi we Włoszech potrzeba około 25 miliardów euro.