Ekspozycja składa się z 25 dokumentów. Zgromadzone w kaliskim archiwum donosy dotyczą niemoralnego prowadzenia się, łapówkarstwa, nielegalnej działalności politycznej i zarobkowej.
- Pomysł przygotowania właśnie takiej wystawy zrodził się w trakcie codziennego przeglądania akt. Okazało się, że składanie skarg i donosów jest zjawiskiem powszechnym, zwłaszcza w aktach wytworzonych przez jednostki państwowe - powiedziała PAP dyrektorka Archiwum Państwowego w Kaliszu Grażyna Schlender. Według niej składanie skarg i donosów wynika zazwyczaj z ludzkiego poczucia krzywdy i niesprawiedliwości. - A przez niektórych przemawia zwykła zazdrość - powiedziała.
Większość skarg i donosów na charakter anonimów, choć zdarzają się także podpisane nazwiskiem. Najstarsze są z 1825 r.
- W 1825 roku do urzędu w Sulmierzycach trafiły skargi na nauczyciela, który bił dzieci aż do krwi i one bały się chodzić do szkoły - powiedziała Schlender.
Wiele donosów dotyczy spraw natury obyczajowej. - Donos z 1927 roku do Urzędu Policyjnego w Pleszewie wskazuje, kto w mieście trudni się nierządem. Ktoś inny donosi, czyje córki prowadzą się niemoralnie - podała przykłady dyrektorka.
W tym samym roku donosiciel prosił księdza proboszcza parafii w Pleszewie o interwencję w sprawie sąsiedztwa w kamienicy: "Lokatorka sprowadza sobie do mieszkania nieprzyzwoitych mężczyzn, od których odbiera pieniądze i różne nieprzyzwoite rzeczy z nimi wyrabia, a dziecko się temu przypatruje" - napisał anonim.
Dużo donosów wpływało do KW PZPR już od 1975 r. kiedy to Kalisz stał się stolicą województwa.
- Doniesiono na lekarza, który publicznie opowiadał się za likwidacją prywatnej praktyki lekarskiej, a sam przyjmował ludzi za pieniądze oraz, że pobierał dodatek do pensji za rozłąkę z rodziną, mieszkając faktycznie w willi w Kaliszu - powiedziała dyrektorka archiwum. Inny donos do komitetu z 1977 r. zarzuca kolejnemu lekarzowi łapówkarstwo: - A jak nie było pieniędzy, to ściągał ludziom obrączki z rąk, a na wsi kazał sprzedawać ziemię, krowy, konie, bo operacja i medycyna i dobra robota to kosztuje - napisano w donosie.
Zdaniem Grażyny Schlender warto prześledzić wystawę, "bo czasami można się też pośmiać" - powiedziała. Jako przykład podała skargę więźnia z grudnia 2005 r., który poskarżył się, że na śniadanie zamiast szynki dostał kiełbasę kanapkową.