Grzegorz Osiecki: Do tej pory krytykowaliście rząd za wolne tempo prac, po decyzji Rady Ministrów to się zmieni?
Marek Goliszewski*: Dobrze, że w ogóle jest jakieś porozumienie. Że rząd wychodzi naprzeciw postulatom pracodawców, żeby uelastycznić czas pracy, i naprzeciw związkowcom, których postulaty też mają być realizowane. Ale to nie jest ten pakt antykryzysowy i społeczny, o który upominaliśmy się od dwóch lat.

Reklama

A które spośród sześciu rozwiązań przyjętych przez rząd są najważniejsze dla pracodawców?
Na pewno uelastycznianie czasu pracy i możliwości innego jego rozliczania. Firmy mają teraz kłopoty z kredytami i zachowaniem płynności. Chociaż często mają zamówienia, to dopiero na drugie półrocze. Z punktu widzenia firmy zwalnianie w takiej sytuacji ludzi nie ma sensu. Trzeba ich za wszelką cenę zatrzymać, a rozliczenie czasu pracy w trybie 12 miesięcy daje taką możliwość.

Ale czy takie rozwiązanie nie uderzy w pracowników ?
A wolałby pan, żeby zwalniano ludzi z pracy? Gdy firma ma kłopoty, to lepiej pójść do pracowników i powiedzieć: słuchajcie, mamy kłopoty, ale mamy też zamówienia. Tylko że zaczniemy je realizować we wrześniu albo w październiku. Do tego czasu będzie wąskie gardło: musimy zmniejszyć czas pracy, obniżyć czasowo pensje, ale dzięki temu uratujemy zakład i nie traficie na bruk.

Nie ma obaw, że te przepisy będą nadużywane, nawet przez te firmy, w których takiej potrzeby nie ma?
No tak, ale od tego są związki zawodowe. To one mają pilnować, żeby przepisy nie były nadużywane. Jeśli takie przypadki będą miały miejsce, to będziemy takich ludzi potępiać. Będziemy pokazywać ich palcem i upubliczniać to, że wykorzystują przepisy w niecnych zamiarach.

Reklama

A wprowadzenie umów na czas określony maksymalnie na 24 miesiące pomoże firmom? Związki krytykują, że to rozwiązanie tylko na czas kryzysu.
To rozwiązanie dyktuje rynek. Oczywiście, możemy w ogóle nie zawierać umów na czas określony. Tylko że jak nie będziemy takich umów zawierać, o wiele więcej osób pójdzie na bruk. Takie rozwiązanie jest przyjęte na całym świecie, zwłaszcza w czasie recesji.

Rząd wprowadza płatne urlopy postojowe, budżet będzie do nich dopłacał. Czy rzeczywiście pomogą?
Trudno w tej chwili ocenić. Ale to dobre rozwiązanie. Tylko że trzeba je już zacząć wprowadzać, dopóki kryzys w tej najostrzejszej formie do nas nie dotarł. Na razie wszystko jako tako idzie. Ale kiedy nie będziemy mieli zamówień czy kredytów, to te urlopy będą kolejną receptą na uchronienie się od zwolnień. Pracownik ma wybór: albo idziesz na urlop, albo giniesz firmie z pola widzenia.

Takie samo dobre zdanie ma pan o szkoleniach i stypendiach dla pracowników na czas postojowego?
To wszystko są rzeczy, za którymi się opowiadaliśmy. Bo najgorszą rzeczą dla człowieka jest utrata pracy. Lepiej w czasie, gdy nie ma pracy, podnosić kwalifikację. Potem może mu to tylko pomóc, nawet zarabiać więcej.

Reklama

A rozumie pan związkowców, którzy zarzucają rządowi, że z trzynastu punktów pakietu na pierwszy ogień poszły te niekorzystne dla pracowników?
Nie będę się wypowiadał za związki, one walczą o swoje.

Resort pracy mówi, że po wprowadzeniu pakietu bezrobocie może spaść o 2 procent. To realne?
Na pewno to złagodzi bezrobocie. Ale trudno powiedzieć jak bardzo. W takim przypadku jak dziś receptą na walkę z kryzysem jest silna gospodarka, właściwy system podatkowy, zdrowe finanse publiczne. Ja jestem zadowolony z tego, co zrobił rząd. Ale potrzebne są głębokie reformy, a tego nie ma. Polska wymaga radykalnego przyspieszenia.

Czyli rząd zrobił za mało ?
Rozwiązań antykryzysowych jest za mało. Dlaczego ciągle dopłacamy 16 miliardów złotych do KRUS, a szukamy pieniędzy gdzie indziej, bo mówi się o możliwym podniesieniu składki rentowej. Kiedyś proponując pakt antykryzysowy, próbowaliśmy zająć się finansami publicznymi, wykorzystaniem środków unijnych, systemem ubezpieczeń społecznych, reformą KRUS, biurokracją itd., to było około 250 tematów.

Ale to są rzeczy, których dokonać może rząd, a nie związki zawodowe czy pracodawcy.
Niekoniecznie. W Hiszpanii czy Irlandii te sprawy dogadano w trójkącie: rząd, związki, pracodawcy. Natomiast jak rząd sam coś ustala, to zawsze naraża się na protesty związków albo pracodawców.

*Marek Goliszewski, prezes Business Centre Club