Dotychczasowe śledztwo w sprawie zabójstwa gen. Marka Papały okazało się największym blamażem w historii polskiej policji i prokuratury. Podejrzany o tę zbrodnię wciąż jest polonijny biznesmen Edward Mazur.

Reklama

Jednak do dzisiaj nie wiadomo, kim był człowiek, który 25 czerwca 1998 roku jednym strzałem zabił Papałę. Świadkowie widzieli tylko sylwetkę mężczyzny uciekającego spod bloku przy ulicy Rzymowskiego. Z zeznań świadków śledczy odtworzyli drogę tej ucieczki. W miejscu, w którym policyjne psy zgubiły trop, na asfaltowym chodniku policjanci zobaczyli kilkanaście brązowych plam. Okazało się, że była to ludzka krew. Zimą ujawniliśmy, że przez 12 lat nikt nie sprawdził, do kogo mogła należeć. Śledczy z uporem badali, czy to krew… samego Papały.

Teraz oskarżyciele z Łodzi wracają na miejsce zbrodni, by jeszcze raz zbadać ślady, które zignorowali ich poprzednicy. Jak dowiedział się „DGP”, w ciągu najbliższych tygodni zbadają m.in. topografię terenu. Problem w tym, że przez ostatnie 12 lat obok bloku, w którym mieszkał Papała wybudowano kilka nowych wieżowców. Przebudowano także m.in. parking, na którym zginął generał.

Na mordercę śledczy typują około 20 gangsterów. Czeka ich mrówcza praca wykluczania jednego po drugim. W całej Polsce poszukują wyników badań krwi wytypowanych osób. Chcą je porównać z grupą krwi, którą znaleziono na miejscu zabójstwa. – Do końca 2011 roku zaplanowaliśmy prawie 500 różnych czynności od przesłuchań świadków poprzez ekspertyzy i eksperymenty procesowe – mówi nam prokurator Jarosław Szubert, rzecznik prasowy prokuratury apelacyjnej w Łodzi. Dodaje, że to śledztwo przypomina trochę pracę prokuratorów z IPN. Opowiada, że śledczy musieli ręcznie przepisywać akta śledztwa do programu komputerowego.

Śledczy chcieli tez uzyskać billingi osób zamieszanych w mord. Jednak żaden z polskich operatorów komórkowych nie przechowuje tak starych zapisów. Dlatego prokuratorzy znaleźli inny sposób: sprawdzają akta dawnych śledztw i procesów z lat 1997 – 1999 osób, których nazwiska pojawiły się w śledztwie i zgromadzone tam billingi.

Prokurator Szubert nie chciał rozmawiać o tym, jak łódzkie śledztwo wpłynie na proces Boguckiego i "Słowika". - Sprawa jest bardzo delikatna. Warszawscy prokuratorzy uważają, że łódzka ekipa ich atakuje. Tak nie jest. Chociaż łódzkie śledztwo tak naprawdę zanegowało to, co przez 12 lat robił prokurator Mierzewski - mówi nasz rozmówca z Prokuratury Generalnej.