Maciertewicz ujawnił nazwiska dziesiątków oficerów WSI pracujących ciągle za granicą. Pomówił innych o patologiczne związki ze służbami, czego, jakoś nie potrafił udowodnić.

Reklama

Inny spaliłby się ze wstydu. Ale Antoni Macierewicz bryluje. Nie on jest winny, ale spiskujące przeciw niemu media i obca agentura. O naszym wczorajszym tekście powiedział "popłuczyny i bubel".

Prawda jest taka, że bez specjalnej przesady to raport Antoniego Macierewicza o WSI można by nazwać popłuczynami i bublem. Popłuczynami, bo afery, które w nim opisał, w dużej części przed nim, opisali już dziennikarze. Bublem, bo umieścił w nim wielu niewinnych ludzi.

Ale mniejsza o Macierewicza, bo on się nie zmieni. W dodatku ustawił się bardzo wygodnej pozycji. Pisze raport o WSI, ale to nie on, a prezydent odpowiada za jego treść. Pomawia w nim ludzi o związki z WSI, ale to minister obrony narodowej Bogdan Klich będzie ich przepraszał, a odszkodowania zostaną wypłacone z naszych podatków.

Problem ma Lech Kaczyński, który powinien autoryzować swoim podpisem nowe dzieło ministra – aneks do raportu. Ewidentnie widać, że prezydent nie ma ochoty niczego ujawniać. Ociąga się z tym od pięciu miesięcy, co samo w sobie jest już recenzją dokonań Macierewicza.

Lech Kaczyński ma dylemat. Podpisać i wystawić się na powszechną krytykę? Czy nie podpisywać, i narazić się na to, że Macierewicz trzaśnie drzwiami, i nazwie głowę państwa obrońcą układu? Kto jest czyim zakładnikiem w tej rozgrywce? Prezydent staje przed trudnym wyborem i tylko on za niego odpowiada – sam zresztą tego chciał, bo to on zaproponował takie rozwiązanie prawne.

Jest jednak sprawa, za którą Antoni Macierewicz odpowiada osobiście, i tej odpowiedzialności nie uniknie. Swoimi działaniami kompromituje proces rozliczania się z tajnymi służbami PRL i III RP. Święcie wierzy w swoją rację, nie dostrzega błędów, które sprawiły, że stał się tych rozliczeń największym wrogiem. Po spektakularnych akcjach Macierewicza nikt już nie uwierzy w żaden układ. Stare służby mogą być mu za to wdzięczne.