Nieoczekiwanie, bez konsultacji z lokalnymi strukturami, kierownictwo PiS ogłosiło, że jedynką do europarlamentu w Kujawskim będzie europoseł Ryszard Czarnecki. Tymczasem od kilku miesięcy "jedynka" była zarezerwowana dla senatora i byłego prezydenta Bydgoszczy Kosmy Złotowskiego z PiS.
"To nie chodzi o Czarneckiego. Nic przeciwko niemu nie mam. On jest nawet dobrze przygotowany. Chodzi o formę i sposób konsultowania decyzji" - mówi Mojzesowicz.
>>>Awantury w PiS tuż przed eurowyborami
Działacze PiS z regionu kujawsko-pomorskiego są niezadowoleni z podejścia partyjnej centrali do lokalnych struktur - szczególnie ze stosunku do regionów wiejskich. Nie rozumieją, dlaczego PiS przygotowało wielką konferencję, która miała zbliżyć wieś do partii, a nie wystawiło do eurowyborów rolników. Jednym z nielicznych wyjątków jest Gabriel Janowski - wystawiony z odległego, 10. miejsca na liście PiS na Mazowszu.
Działacze z PiS z Bydgoszczy i Torunia mają szczególną pretensję do Joachima Brudzińskiego, który o przygotowanej przez nich liście powiedział, że... "była słaba". Ich zdaniem Złotowski i Łyczak faktycznie nie są znani w Polsce, ale za to mają dobrą pozycję w regionie. A przecież w wyborach głosują lokalni mieszkańcy, a nie "warszawka". W Bydgoszczy mówią: "Ludzie to nie klocki lego. Ludzi trzeba szanować. Brudziński powinien nas przeprosić za te słowa, bo mówiąc o naszej liście, powiedział o naszych kandydatach, że są słabi".
Mojzesowicz wciąż mówi o możliwości rozmów i liczy na zmianę listy przez zarząd krajowy. "Czekam. Liczę, że jest jeszcze szansa na mądrość. Listy można jeszcze zmienić. A jeśli nie, nie będę miał innego wyjścia. Mówi się trudno".