Było tuż po godzinie 10, gdy do gmachu Sejmu wszedł Lech Kaczyński ze swoją świtą. Natychmiast wyludniły się korytarze. Dziennikarze i politycy pobiegli na salę posiedzeń. Nikt nie wiedział do końca, czego się spodziewać po nieoczekiwanym orędziu prezydenta.

Reklama

>>> Starcie Kaczyńskiego z Tuskiem. O gospodarkę

Gdy Lech Kaczyński wszedł na salę, wstali wszyscy prócz Kazimierza Kutza. "To skandal, my wstaliśmy wszyscy, nawet gdy do Sejmu przyszedł Lech Wałęsa, a to w końcu były prezydent" - oburzał się jeden z posłów PiS. Gdy prezydent zaczął przemawiać, Kutz poszedł jeszcze dalej. Ostentacyjnie rozłożył gazetę i zabrał się do lektury.

Większość słucha uważnie. Premier skupiony. Co chwila jednak nerwowo stuka palcami o oparcie fotela. Co innego minister finansów Jacek Rostowski. Cały czas nerwowo chichocze i bawi się długopisem. W pewnym momencie wsadza go sobie nawet do nosa. W ławach Platformy nerwowość. "Panie prezydencie, proszę pamiętać, że jest pan prezydentem wszystkich Polaków" - pokrzykuje posłanka Elżbieta Łukacijewska. Prezydent nie reaguje jednak na zaczepki.

Reklama

>>> Oto szczegóły prezydenckiego orędzia

W tym samym czasie kilkadziesiąt metrów dalej, w sejmowej palarni, robi się tłoczno. W miejscu zwykle okupowanym przez dziennikarzy i polityków zbiera się grupa sejmowych sprzątaczek. "Co on chrzani?" - rzuca jedna z nich w stronę telewizora. "Co ty gadasz, dobrze mówi! Chrzanić to zaraz będzie Tusk. Znów nam opowie kilka bajeczek" - broni prezydenta jedna z jej koleżanek. Ta jednak nie ustępuje. "On się w ogóle na ekonomii nie zna" - kwituje i opuszcza pomieszczenie.

Przemówienie trwa ponad 30 minut. Prezydent natychmiast opuszcza gmach Sejmu żegnany owacją z ław PiS. Pojedyncze brawa odzywają się także ze strony lewicy. Marszałek ogłasza przerwę. W tym czasie premier z ministrem finansów mają przygotować swoje riposty.

Reklama

Posłowie tłumnie wylegają na korytarz. "Wystąpienie prezydenta byłoby bardzo dobre, gdyby Lech Kaczyński był posłem PiS występującym na komisji gospodarki" - mówi nam minister rolnictwa Marek Sawicki. Obok przechodzi jego kolega z rządu. "To wariat" - rzuca pod adresem prezydenta.

>>> Przeczytaj, jak Tusk odpowiada prezydentowi

Politycy PiS nie tracą rezonu. "Tusk sobie z nim nie poradzi" - prorokują. A Marek Suski głośno deklaruje: "Na Tuska nie idę, bo lekceważył prezydenta. Mija go jeden z polityków Platformy. "Lekceważył? To jego brat Jarosław go lekceważył, bo nawet na sali go nie było" - śmieje się.

Po prezydencie głos zabrał i premier, i minister finansów. Ale emocje w sejmowych ławach wróciły wtedy, gdy zaczęła się debata. W imieniu PiS nieoczekiwanie głos zabrał Jacek Kurski. Wyliczał nieścisłości w przemówieniu premiera. Ale poległ w starciu z prowadzącym obrady wicemarszałkiem Stefanem Niesiołowskim. Gdy zamiast prostować, wszedł w zbyt daleko idącą polemikę, Niesiołowski wyłączył mu mikrofon. Kurski odszedł wyraźnie rozżalony, bo to mogły być jego ostatnie słowa w tym Sejmie. Kandyduje bowiem do europarlamentu.