Jak załatwiał sprawy karne? Pomysł był prosty i skuteczny. Pośredniczył w przekazywaniu łapówek między klientami adwokata, dla którego pracował, a lekarzami, którzy za pieniądze wypisywali sfałszowane historie ciężkich chorób.

Reklama

>>>100 podejrzanych w nowej aferze Rywina

Teraz Konrad T. został świadkiem koronnym, a jego niedawny chlebodawca - mecenas W. siedzi w areszcie. Razem z nim w sidła wymiaru sprawiedliwości wpadli lekarze i adwokaci. A z nimi pogrążył się Lew Rywin, symbol polskiej korupcji i upadku elit.

Kim jest człowiek, który podjął się tak karkołomnego zadania, jakim było załatwienie lewego zwolnienia lekarskiego najbardziej znanemu polskiemu aferzyście? Zajrzeliśmy za kulisy tej sprawy.

Duet, który załatwi wszystko

Reklama

Konrad T. w swoim życiu imał się różnych zajęć. Niecałe 10 lat temu prowadził stadninę koni. Ale popadł w długi. Otworzył więc na warszawskim Mokotowie biuro brokerskie. Ale i tam pieniądze klientów nagle się rozpłynęły.

Okazało się, że interesuje się nim prokuratura, więc Konrad T. wynajął adwokata. Został nim Andrzej W. (który w tamtych czasach używał nazwiska na B.). Ich zażyłość okazała się na tyle silna, że zostali wspólnikami. Konrad T. zaczął pracować dla jego kancelarii. Przedstawiał się jako "asystent adwokata B.".

Reklama

Mecenas to barwna postać wśród warszawskich prawników: jako prokurator zgodził się na uniewinnienie oskarżonych o zabójstwo Piotra Jaroszewicza i Alicji Solskiej. Potem, występując już w roli adwokata, próbował wnieść magnetofon i telefon komórkowy do celi swojego klienta. Złapała go służba więzienna.

Aby uniknąć złych skojarzeń, zmienił nazwisko i zaczął się przedstawiać jako Andrzej W. "Wtedy właśnie poznał się z Konradem T." - wspomina jeden ze śledczych.

Gra na dwa fronty

Dzięki tej znajomości oszust T. wszedł w świat warszawskich prawników. Zaczął współpracować z adwokatami, a ich klientami byli zarówno gangsterzy, jak i politycy. Pracował i dla Andrzeja P., który specjalizował się w sprawach gospodarczych, i Roberta D., który bronił najważniejszego polskiego gangstera "Słowika". Ale T. grał już na dwa fronty. Był bowiem jednocześnie policyjnym informatorem.

>>> Zatrzymanie Rywina to dopiero początek

Ustaliliśmy, że od kilku lat współpracował z policyjnym Centralnym Biurem Śledczym. Emerytowany oficer wspomina: "Donosił o handlu narkotykami. Dał nam kilka informacji, które następnie się potwierdziły. Był częstym gościem budynku przy Okrzei w Warszawie, gdzie mieści się właśnie CBŚ".

Według innego z naszych rozmówców T. blisko zaprzyjaźnił się z policjantami. Był zapraszany na imprezy, pił z nimi alkohol. I na nich zaczął się przechwalać swoimi możliwościami w warszawskiej palestrze. "Facet z talentem genialnego akwizytora wkręci się wszędzie. Zaczął sypać takimi nazwiskami, że uznaliśmy to za przechwałki" - wspomina inny.

Właśnie ze względu na pojawiające się nazwiska kierownictwo warszawskiego CBŚ zdecydowało, że donosząc o podziemiu narkotykowym, T. się marnuje. Odtąd zaczęli go prowadzić eksperci z pionu ekonomicznego. I szybko się sprawdził, bo na przełomie 2006 i 2007 roku zaczął mieć coraz większe problemy z prawem. Groziła mu odsiadka. T. poszedł na całość i zaczął sypać.

Strzał w prokuraturę

Przełom nadszedł wiosną 2007 roku. "Choć na początku nie wierzyliśmy mu, on obiecał, że na oczach naszych kamer wręczy łapówkę znanemu warszawskiemu prokuratorowi" - relacjonuje policjant. Chodziło o Krzysztofa W., który w praskiej prokuraturze okręgowej nadzorował pracę mniejszych jednostek. Miał właśnie awansować do prokuratury apelacyjnej.

"Konrad T. wręczył mu 200 tys. zł łapówki. Byliśmy zdumieni. Podobnie jak W. Gdy wpadliśmy do jego mieszkania razem z drzwiami, nie mógł przestać liczyć banknotów" - mówi oficer CBŚ.

O tym sukcesie śledczym służby prasowe policji i prokuratury natychmiast poinformowały media. Wywiadów udzielał minister Zbigniew Ziobro. Miał okazję pojawić się w telewizji w związku z tym tematem powtórnie, zaledwie po kilku dniach. Skorumpowanego oskarżyciela chronił immunitet prokuratora i nie można go było aresztować. Chwilę wolności wykorzystał do działania: chciał swoje problemy zakończyć, wręczając łapówkę. I znów zrobił to na oczach kamer zainstalowanych przez funkcjonariuszy CBŚ.

Wejście CBA

Po tej akcji notowania informatora wzrosły, a jego zeznania stały się gorącym towarem.

"Ta akcja uwiarygodniła inne zeznania Konrada T., w których opisywał, jak pomagał Lwu Rywinowi sfałszować dokumentację medyczną. Sprawa znalazła się w centrum uwagi ministra Ziobry" - mówi nasz rozmówca.

Nie do końca wiadomo, dlaczego ponad dwa lata temu Konrad T. spod kurateli policji trafił do konkurencyjnego biura antykorupcyjnego. Jedna z wersji mówi o tym, że Ziobro chciał pomóc dziecku PiS, czyli CBA.

Według innej teorii policjanci nie chcieli badać wszystkich wątków wynikających z zeznań Konrada T.

"Odnieśliśmy wrażenie, że CBŚ nie wykorzystuje wszystkich swoich operacyjnych informacji wobec niektórych osób. Dołączyliśmy więc do sprawy CBA, a oni zaproponowali dynamiczniejsze działania niż policjanci" - mówi Zbigniew Ziobro. W końcu ówczesny minister sprawiedliwości zdecydował, że sprawę dostaje tylko CBA. "Zaraz po tym do dziennikarzy trafił przeciek, który storpedował niektóre z planowanych działań. Zapewne to spowolniło śledztwo" - przypuszcza Ziobro.

Prokuratura otwiera szampana

Zatrzymania już wstrząsnęły prawniczym światem. Sukces za to może odtrąbić prokuratura, która w ośrodku wypoczynkowym Ministerstwa Sprawiedliwości w podwarszawskim Popowie właśnie zaczęła świętować 15-lecie istnienia prokuratorskich wydziałów antymafijnych.

>>>Rywin może wrócić do więzienia na 12 lat

"Dzięki temu będziemy mieli co oblewać. Złapaliśmy przecież mafię" - mówi jeden z prokuratorów. Prokuratorzy nie kryją też, że będą szybko chcieli pójść za ciosem. "W kręgu podejrzeń znajduje się 100 osób" - informowała rzeczniczka łódzkiej prokuratury, która prowadzi sprawę.

I nic dziwnego, że problem ma za to adwokatura, bo w najbliższą niedzielę w warszawskiej filharmonii także organizuje swój zjazd. "Nastroje przed spotkaniem nie są za dobre. Skupimy się chyba na zgadywaniu, kto jeszcze jest w tej setce" - mówi jeden z adwokatów.