Podpisanie przez prezydenta ustawy koszykowej było prawdziwym zaskoczeniem. Do tej pory Lech Kaczyński wetował kluczowe ustawy zdrowotne, w tym najważniejszą: o komercjalizacji szpitali. Czy teraz reforma zdrowia Ewy Kopacz nabierze tempa?
>>>Zaskoczenie. Prezydent podpisał ustawę
Rządowa ustawa o koszyku jest jej niezmiernie ważnym elementem. Właśnie w niej znalazło się nowe pojęcie: usługi medycznej, która może być refundowana ze środków publicznych tylko częściowo. Pozostałą część zapłaci pacjent. Podczas prac w parlamencie, w ostatniej chwili Senat ograniczył możliwość pobierania częściowych opłat od pacjentów do tych dziedzin medycyny, w których i tak już płacimy: stomatologia, środki ortopedyczne, uzdrowiska i opieka długoterminowa.
Gdyby nie to, los koszyka raczej byłby przesądzony. Zapewne ani prezydent, ani tym bardziej SLD, nie poparliby ustawy, która w sytuacji szalejącego kryzysu otwiera szeroką furtkę do pobierania opłat w szpitalach od emerytów. Czy obecnie możemy być spokojni, że za operację serca, czy poradę u specjalisty nikt nie wystawi nam rachunku? Wbrew zapewnieniom minister Kopacz, nie jest to takie oczywiste. Bo minister w dowolnej chwili może uznać, że dana metoda leczenia jest za droga, lub nie dość skuteczna i wykreślić ją z koszyka. Wtedy będzie trzeba za nią płacić. Dzięki ustawie, minister Kopacz ma tu nieograniczone wręcz możliwości działania.
Wciąż nie wiadomo, co ostatecznie w koszyku się znajdzie. Minister Kopacz mówi, że wszystko, co do tej pory - pacjenci będą mieć za darmo. Ale rozporządzenia z wykazem wciąż nie pokazuje.
Można zakładać, że w koszyku nie będzie miejsca dla tych zabiegów, których już dziś państwo nie refunduje (operacje plastyczne czy zmiana płci). Już wkrótce stanie się jasne, czy w koszyku znajdzie się też in vitro. Jeśli PO ma wolę polityczną, by in vitro refundować, nie powinno być żadnych przeszkód.
Co się stało, że prezydent uratował ustawę, przeciwko której głosowało PiS? Jak mówi poseł Bolesław Piecha, były wiceminister zdrowia w rządzie PiS, decyzja prezydenta nie zaskakuje."Nigdy nie byliśmy przeciwko koszykowi" - mówi.
To prawda - podobny system lansował nieżyjący już były minister w rządzie PiS prof. Zbigniew Religa. Prace zostały przerwane wcześniejszymi wyborami. Minister Kopacz najwyraźniej nawiązuje do tego projektu. Pytanie tylko, jak daleko posunie się w kwestii dopłat do leczenia.
Jakie są teraz możliwe scenariusze? Minister Kopacz popisze rozporządzenie z listą procedur finansowanych w całości oraz częściowo. Z kolei posłowie z sejmowej zamrażarki wyjmą ustawę o dobrowolnych ubezpieczeniach dodatkowych. Przewiduje ona, że za dodatkową składkę będziemy mogli ominąć kolejki i mieć wszystko to, co z koszyka zostanie wykreślone. Takie dodatkowe ubezpieczenie ma jednak sens tylko wtedy, gdy koszyk zostanie bardzo drastycznie ograniczony. W przeciwnym wypadku po co się dodatkowo ubezpieczać? I kto dziś ma na to pieniądze?
Tymczasem minister Kopacz zapewnia - "Pacjenci nie stracą nic z tego, co mają obecnie".
To ważna deklaracja. Oznacza, że w praktyce nic się nie zmienia. Jedynie uporządkowane zostaje od strony prawnej to, co i tak ma miejsce - np. opłaty na oddziałach ginekologiczno-położniczych.
Czy taką reformę można uznać za sukces?
Chyba jednak tak. Taka decyzja oznacza, że zmiany będą wprowadzane ewolucyjnie, powoli. Tak, by pacjenci zdążyli się przyzwyczaić. Ale zapewne też niepostrzeżenie z koszyka znikać będą kolejne procedury.
Czy tak miało być? A czy ktoś jeszcze pamięta ustalenia białego szczytu z ubiegłego roku, gdy przystępowano do reformy? Rekomendowano m.in. niewielkie dopłaty do usług oraz wyżywienia w szpitalach. Wprowadzenie dobrowolnych ubezpzieczeń dodatkowych i zwiększenie publicznych nakładów na służbę zdrowia. Rolnicy mieli płacić składkę jak inni obywatele. Premier zapowiadał podwyższenie składki zdrowotnej o 1 proc. od 2010 r.
Ustawa koszykowa wpisuje się więc w te ustalenia. Jednak o jej powodzeniu przesądzi to, jak zostanie wdrożona w życie. Jeśli PO zbyt pośpiesznie wykreśli wiele usług medycznych, cena może być wysoka: chaos i protesty.