Oczywiście możliwych wyjaśnień jest więcej - jego pozostanie można argumentować chęcią niezrażania betonu partyjnego czy też tych, którzy wierzą w zamach w Smoleńsku. Ale może to być też zamiłowanie prezesa Jarosława Kaczyńskiego do równoważenia różnych frakcji partyjnych. Być może też tym, że dalsze ruchy kadrowe w rządzie zapowiadane są na styczeń. Ale gdyby nie ten ukłon w stronę prezydenta Andrzeja Dudy, ryzyko tego, że Antoni Macierewicz we wtorkowy wieczór sprzątałby swój gabinet w gmachu MON przy Klonowej, byłyby znacznie większe.
Gwoli przypomnienia: pod koniec czerwca podległa ministrowi obrony Służba Kontrwywiadu Wojskowego wszczęła kontrolne postępowanie sprawdzające wobec gen. bryg. Jarosława Kraszewskiego, dyrektora Departamentu Zwierzchnictwa nad Siłami Zbrojnymi w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego i jednego z głównych doradców prezydenta Andrzeja Dudy w sprawach wojska. Jako pierwsi napisaliśmy o tym w Dzienniku Gazecie Prawnej i na dziennik.pl. Wszczęcie tego postępowania odebrało generałowi dostęp do niejawnych dokumentów, co w dużym stopniu uniemożliwiło mu pracę. Było to zaskakujące, ponieważ jeszcze w 2016 r. SKW takie poświadczenie Kraszewskiemu przedłużyła.
Pałac Prezydencki odebrał to jako osobisty atak na współpracownika prezydenta. Niejako potwierdzeniem takiego stanu rzeczy jest to, że po raz pierwszy SKW wezwała do siebie Kraszewskiego na przesłuchanie dopiero… w listopadzie, a zatem ponad cztery miesiące po wszczęciu postępowania. Według naszych informacji zarzuty wobec wojskowego były niepoważne - funkcjonariusze pytali go m.in. o jeżdżenie na motocyklu i butelkę wódki, którą otrzymał od wojskowych z Ukrainy. Problemem dla Pałacu Prezydenckiego było to, że takie postępowanie kontrolne może się toczyć nawet 12 miesięcy, a w tym czasie osoba, wobec której jest ono prowadzone, tak naprawdę nie może nic zrobić. Gdyby nic się tutaj nie zadziało, ludzie Antoniego Macierewicza mogliby więc grillować Kraszewskiego jeszcze przez kolejne pół roku.
Tymczasem to, że w piątek oficjalnie odebrano generałowi poświadczenie, umożliwia teraz odwołanie się do premiera, a więc wyjęcie tej sprawy z rąk Antoniego Macierewicza i przekazanie jej ministrowi koordynatorowi ds. służb specjalnych, Mariuszowi Kamińskiemu. Otoczenie prezydenta już wcześniej prosiło go o opinię i według naszych informacji, ludzie podlegli Kamińskiemu w kwitach na Kraszewskiego niewiele znaleźli. Oznacza to, że sprawę będzie można zakończyć w kilka tygodni. Najpewniej przywróceniem poświadczenia generałowi Kraszewskiemu.
Jeszcze kilka tygodni temu w Pałacu Prezydenckim można było usłyszeć, że poprawa relacji na linii resort obrony - ośrodek prezydencki możliwa jest pod dwoma warunkami. Po pierwsze, zakończona miała być sprawa gen. Kraszewskiego. To się właśnie wydarzyło. Druga sprawa, to czwarta gwiazdka dla szefa sztabu, generała Leszka Surawskiego. Wśród 14 nominacjach generalskich przesłanych przed 10 sierpnia przez resort obrony do prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego właśnie tej zabrakło. Jednak dwa tygodnie temu resort swoje nominacje wycofał. Jeśli w najbliższych tygodniach do BBN trafią nominacje uwzględniające czwartą gwiazdkę dla Surawskiego, będzie można uznać, że w wojnie z prezydentem minister obrony zrobił co najmniej dwa kroki w tył. O tym, czy jest to taktyczny odwrót, czy może przyznanie się do porażki i wywieszenie białej flagi, przekonamy się zapewne w styczniu przy kolejnej turze rekonstrukcji rządu.