Wszystko rozbija się o pismo, które Anna Fotyga przysłała do Sejmu 16 listopada. Była w nim prośba do członków komisji o przesłuchanie "kandydatów na ambasadorów", w tym m.in. Andrzeja Sadosia, który miał objąć placówkę przy OBWE w Wiedniu. Posłowie uważają, że była minister wprowadziła ich w błąd.

Reklama

"W przypadku pana Sadosia mam podejrzenie graniczące z pewnością, że był on już wówczas ambasadorem, a nie tylko kandydatem" - twierdzi Iwiński. I dodaje, że trzeba sprawdzić, jaki status mieli dwaj pozostali "kandydaci": Robert Kupiecki i Jarosław Starzyk.

Bardziej powściągliwy jest jednak poseł Krzysztof Lisek z PO. "Przesłuchiwanie kandydatów na ambasadorów przez posłów nie jest obowiązkiem, a jedynie dobrym obyczajem. Nie zmienia to jednak faktu, że komisja musi się przyjrzeć sposobowi, w jaki ci trzej ambasadorowie zostali powołani" - podkreśla.

Jak dokładnie wyglądała procedura powoływania ambasadorów? To wyjaśnić ma szef MSZ Radosław Sikorski.