Wstrząsające przykłady esbeckiej działalności Stachowicza opisuje "Tygodnik Powszechny". Został on ekspertem sejmowej komisji na wniosek Jana Widackiego z Partii Demokratycznej. Protestowali przeciw temu posłowie Prawa i Sprawiedliwości.

Reklama

Jerzy Stachowicz w 1986 roku rozbił krakowską grupę opozycjonistów, którzy chcieli rozpędzić pochód pierwszomajowy. Planowali zdetonować na Rynku Głównym kilka granatów łzawiących, takich samych, jakich używała milicja do tłumienia opozycyjnych manifestacji. Po tym śledztwie trzech studentów, którzy dostali się w ręce esbeka, musiało się leczyć psychiatrycznie.

Ale Stachowicz ma na sumieniu jeszcze gorsze rzeczy. Urządzał swoim ofiarom regularne pranie mózgu. A jeden z przesłuchiwanych przez niego ludzi popełnił w końcu samobójstwo. Oto kulisy tej sprawy. W grudniu 1985 roku SB prowadziło śledztwo w sprawie przecięcia pasków klinowych w miejskich autobusach. Obecny ekspert sejmowej komisji śledczej przesłuchiwał podejrzanych po kilkanaście godzin przez siedem dni w tygodniu, nie pozwalał im spać.

Organizator tej sabotażowej akcji w krakowskim MPK został skazany na 5 lat więzienia. Drugi z przesłuchiwanych przez Stachowicza trafił do więzienia na krócej - dostał półtora roku.

W więzieniu przeżył koszmar. Był prześladowany i bity. Ciężko zachorował nerwowo. Wtedy mógł wyjść na przerwę w odbywaniu kary. Jednak wkrótce wezwano go ponownie do więzienia, by dokończył odsiadkę. Mężczyzna nie wyobrażał sobie powrotu za kraty - w lutym 1989 roku popełnił samobójstwo.