Według organizatorów, Rady Związków Zawodowych (TUC), na demonstrację przyszło ponad 250 tys. ludzi - podało BBC. Sobotnie zgromadzenie TUC nazwał największą demonstracją społeczeństwa od czasu protestów w 2003 roku przeciwko wojnie w Iraku i najszerszym ruchem społecznym od 20 lat. TUC uważa, że cięcia zagrożą wychodzeniu kraju z kryzysu i wezwał rząd do nałożenia nowych podatków na banki oraz do zlikwidowania luk prawnych pozwalających niektórym firmom na uiszczanie niższych podatków.
Według policji, która nie podaje szacunkowej liczby demonstrujących, protest odbywał się pokojowo przynajmniej do wczesnego popołudnia, jednak bardzo mała grupka oderwała się od protestu i zaatakowała lokale na West Endzie. Ciskano też w policjantów pojemnikami z amoniakiem. Do tłumów w Hyde Parku przemawiali sekretarz generalny TUC Brendan Barber i przywódca laburzystów Ed Miliband.
"Jesteśmy tu, by przekazać rządowi, że jesteśmy silni i zjednoczeni - powiedział Barber. - Będziemy walczyć przeciwko dzikim cięciom i nie pozwolimy, by zniszczyły ludziom usługi, pracę i życie". Po nim przemawiał Miliband, który wyraził dumę ze swojej obecności na demonstracji i wyznał, że torysi odwodzili go od tego wystąpienia. Według reportera BBC na demonstrację przyszli ludzie całymi rodzinami i dużo ludzi starszych. A choć atmosfera była pokojowa, gniew ludzi wobec planów oszczędności był prawdziwy. Wcześniej Unite, największy ze związków zawodowych uczestniczących w proteście, podał, że tak wielu jego członków chciało przyjechać na demonstrację do Londynu, że nie starczyło autokarów, aby ich dowieźć.
Sekretarz generalny Unite Len McCluskey ocenił deficytu budżetowego została wyolbrzymiona. Według niego, proponowana przez związki alternatywa polega na "koncentracji na wzroście gospodarczym poprzez uczciwość podatkową". "Gdyby rząd był na tyle odważny, rozwiązałby problem unikania podatków, przez które brytyjski podatnik obrabowywany jest na minimum 25 mld funtów rocznie" - oświadczył McCluskey. Do pilnowania porządku zmobilizowano w Londynie około 4,5 tys. policjantów, a związki zawodowe również wystawiły własną służbę porządkową.