Od ponad roku FBI prowadzi śledztwo dotyczące mieszania się Rosjan w wybory w 2016 r. I wreszcie są efekty: akt oskarżenia wobec 12 funkcjonariuszy wywiadu wojskowego GRU zamieszanych w sprawę włamania na konta pocztowe i sieć komputerową Partii Demokratycznej.
Opublikowany w piątek przez Departament Sprawiedliwości dokument jest źródłem dokładnych informacji o działaniach, jakie rosyjski wywiad podjął w związku z wyborami prezydenckimi w USA w 2016 r. Na 29 stronach padają konkretne nazwiska, stopnie służbowe, daty oraz opisane krok po kroku, podjęte przez hakerów działania.
Trump zapowiedział już, że poruszy podczas dzisiejszego spotkania z Putinem w Helsinkach kwestię włamania, chociaż nie spodziewa się wiele po odpowiedzi. – Nie sądzę, żebym usłyszał: ojej, przyłapałeś mnie – stwierdził w piątek prezydent.
Reklama
Ciekawe jednak, co usłyszy, bo dokument nie pozostawia wątpliwości, że za włamaniami na konta pocztowe i serwery demokratów stały dwie jednostki rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU: „jednostka 26165” na czele z Wiktorem Borysowiczem Netyszką oraz „jednostka 74455” pod dowództwem Aleksandra Władimirowicza Osadczuka.
Operacja zaczęła się już w marcu 2016 r. Wtedy to podkomendni Netyszki zaczęli wysyłać na konta pocztowe wybranych pracowników Partii Demokratycznej, jak również członków sztabu wyborczego Hillary Clinton, spreparowane wiadomości. 16 marca jeden z takich e-maili, udający prośbę ze strony Google o zmianę hasła do poczty elektronicznej otrzymał ówczesny szef kampanii John Podesta. Ten najwyraźniej niewiele wiedział o bezpieczeństwie w internecie, bo kliknął w załączony do poczty link. Pozwoliło to prawdziwemu autorowi wiadomości – porucznikowi Aleksiejowi Łukaszewowi – uzyskać dostęp do skrzynki pocztowej szefa kampanii Clinton, z którego wykradziono ok. 50 tys. e-maili.
Rosjanie sięgali po różne sposoby, aby uwiarygodnić swoje złośliwe wiadomości w oczach demokratów. Stworzyli np. konto pocztowe udające skrzynkę jednego z członków sztabu Clinton (nazwa różniła się jedną literą). Następnie wysłali do ok. 30 osób e-mail z linkiem, pod którym miał się kryć arkusz kalkulacyjny zawierający wyniki sprzyjających Clinton sondaży (plik nazywał się hillary-clinton-favorable-rating.xlsx). Po kliknięciu ofiary trafiały na spreparowaną przez GRU stronę internetową.
Po włamaniu się do sieci komputerowej Partii Demokratycznej hakerom udało się na komputerach w partyjnej centrali zainstalować oprogramowanie pod nazwą X-Agent, które pozwalało GRU robić zrzuty z ekranów oraz sprawdzać, w które klawisze stukają siedzące przy nich osoby. Traf chciał, że na jednym z tych komputerów pracowała osoba z dostępem do sieci komputerowej Krajowej Konwencji Demokratów, jak nazywa się serce partii. Dzięki X-Agentowi GRU zdobyła login i hasło do tej sieci. Ich łupem padły np. listy z nazwiskami osób, które wpłaciły dotacje na konto kampanii demokratów w 2016 r.
Mając te wszystkie informacje, Rosjanie zaczęli pracować nad ich udostępnieniem. Stworzyli m.in. witrynę internetową DC Leaks (oraz przypisane do niej konto na Facebooku i Twitterze), za którą – dla zachowania anonimowości – zapłacili bitcoinami. Administratorem strony miał być anonimowy rumuński haker posługujący się pseudonimem Guccifer 2.0, który publicznie przyznał się do włamania na serwery demokratów po tym, jak partia ogłosiła na początku czerwca 2016 r., że jej sieć została skompromitowana.
Guccifer skontaktował się następnie z kilkunastoma dziennikarzami, politykami oraz ludźmi związanymi ze sztabem wyborczym Donalda Trumpa, oferując przekazanie wykradzionych od demokratów danych. Akt oskarżenia nie podaje personaliów tych osób. Znajduje się w nim jednak wzmianka, że „Organizacja nr 1” wypuszczała w partiach e-maile szefa sztabu Clinton (nazwisko również nie jest podane). To by wskazywało na WikiLeaks, która faktycznie publikowała e-maile Johna Podesty.
To właśnie z tych e-maili wiemy, że kierownictwo demokratów sprzyjało bardziej byłej sekretarz stanu niż jej kontrkandydatowi w prawyborach, Berniemu Sandersowi. Stało się to zresztą przyczyną skandalu, w wyniku którego fotel szefa Partii Demokratycznej opuściła Debbie Wasserman Schultz.
Co do hakerów, to zatrudniona przez demokratów do audytu bezpieczeństwa firma trafiła na ich ślad i dokument Departamentu Sprawiedliwości stwierdza, że walczyli oni o utrzymanie obecności w sieci demokratów do samego końca wyścigu wyborczego w USA. Jeszcze na początku 2017 r. Guccifer na swoim blogu pisał zaś, że bzdurą jest, jakoby był przedstawicielem rosyjskiego wywiadu.