Z nieznanych jeszcze przyczyn w niedzielę na pierwszym piętrze domu wybuchł pożar. Ogień i kłęby czarnego dymu błyskawicznie ogarnęły drewnianą klatkę schodową i mieszkania. Drewniane schody zawaliły się z ogromnym łoskotem i w fajerwerkach ognia. Wysokie na kilka metrów płomienie strawiły dach. Mieszkańcy nie mieli jak uciekać. Wszędzie drogę zagradzały im ściana ognia i gryzący dym. W budynku rozgrywały się dantejskie sceny - pisze "Fakt".

Reklama

Ogarnięci paniką ludzie skakali przez okna na materace szybko rozłożone na chodniku przez sąsiadów. Wychodzili na gzymsy i trzymając się z całych sił występów w murze, modlili się o ratunek. Z ogarniętego ogniem i czarnym dymem mieszkania na trzecim piętrze zrozpaczeni rodzice wyrzucili przez okno dwójkę małych dzieci.

Na szczęście maluchy spadły prosto w ręce policjantów. Nic się nie stało. Straż pożarna uratowała wiele osób, ewakuując je z balkonów. Z płonącego mieszkania strażacy wynieśli dziecko. Ratownicy ustawiali drabiny nawet na dachach samochodów, by jak najszybciej dotrzeć do uwięzionych przez ogień ludzi. Kiedy strażakom udało się opanować ogień, w zgliszczach domu znaleźli zwłoki pięciorga dzieci i trojga dorosłych. Jedna dorosła osoba zmarła w szpitalu. Przyczyny pożaru bada teraz 50-osobowa komisja. Jedno z uratowanych dzieci powiedziało, że tuż przed pożarem usłyszało ogromny huk. A potem pojawiły się płomienie.