Według dziennikarzy, prokuratorzy bardzo dokładnie badają wątek związany z gen. Andrzejem Błasikiem. Szczegółowo wypytywali rodziny i znajomych pilotów o jego relacje z załogami.

Reklama

"Wdowa po techniku chor. Andrzeju Michalaku, który 10 kwietnia leciał do Smoleńska, dużą część swoich zeznań poświęciła na przykład szkoleniu survivalowemu w Zakopanem, do którego generał <zmusił> żołnierzy z 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego" - pisze tygodnik "Wprost".

"Zdaniem męża zajęcia z przetrwania w trudnych warunkach nie miały sensu dla załóg samolotów transportowych, które nie mają szans na katapultowanie się, a co za tym idzie na przeżycie" - zeznała Małgorzata Michalak.

Zdaniem wdowy, kpt. Arkadiusz Protasiuk, pilot rozbitego tupolewa, był zwolniony z ćwiczeń ze względów zdrowotnych. Z kolei chor. Andrzej Michalak i jeszcze jeden pilot nie mogli brać udziału w ćwiczeniach nocnych.

"Gen. Błasik miał być bardzo niezadowolony. Powiedziano w trakcie którejś z odpraw, że, jeśli nie mają kondycji, to ją sobie wyrobią. Co też nastąpiło pod postacią forsownych marszów z ciężkimi plecakami po górach" - zeznała. Gen. Błasik miał podejrzewać, że jego podwładni symulują.

Reklama

"Z rozmów z mężem wiem, że generał miał trudny charakter, był rozkazujący i apodyktyczny" - dodaje z kolei wdowa po kpt. Protasiuku.

Obecność w kokpicie gen. Błasika miała działać na pilotów deprymująco. "Wydaje mi się, że mój mąż byłby na tyle silny, że nie uległby naciskom (…) jednakże taka sytuacja musiałaby być bardzo obciążającą dla męża" - zeznała Agnieszka Grzywna, wdowa po drugim pilocie tupolewa.

Reklama

Na stres związany z obecnością szefa Sił Powietrznych zwróciła uwagę także wdowa po kpt. Protasiuku. "Znając mojego męża, mogę stwierdzić, że ta sytuacja nie była dla niego korzystna psychologicznie. Chciałabym wiedzieć, co gen. Błasik robił w kabinie Tu-154" - powiedziała.

Na wspólne loty z gen. Błasikiem skarżył się także nawigator z rozbitego tupolewa, o czym zeznała wdowa po Arturze Ziętku.

"Błasik wchodził na pokład, po czym mąż zwalniał na polecenie gen. Błasika miejsce drugiego pilota i gen. Błasik leciał już jako drugi pilot. Taka sytuacja miała miejsce z pewnością kilka razy" - zeznała.

Więcej światła na zachowania gen. Błasika rzuca też Rafał Kowaleczko, pilot JAKA-40. Jego zdaniem generał nigdy nie wywierał presji na pilotów, tylko po prostu brał sprawy w swoje ręce. "Panie poruczniku, pan siedzi na moim miejscu. Ja będę leciał" - miał kiedyś usłyszeć od niego Kowaleczko.



"Tak zachowywał się tylko i wyłącznie gen. Błasik. Ja takich sytuacji miałem około trzech, w tym czasie siedziałem w przedziale pasażerskim. Gen Błasik kazał mi opuścić fotel pilota jeszcze przed startem. I siedział na moim miejscu do momentu lądowania. Takie zdarzenia miały miejsce w 2008 i 2009. Były to loty do Dęblina i Malborka (…). Inni moi koledzy z Jaka-40 też spotykali się z takim zachowaniem" - zeznał śledczym Kowaleczko.

"Bywało tak, że Błasik zjawiał się w kokpicie jeszcze przed startem, siadał za sterami, a pilotowi kazał zostać na ziemi. Kowaleczko przyznaje jednak, że nie słyszał, by generał zachowywał się w ten sposób także w tupolewach" - czytamy na stronie internetowej "Wprost".

"Takie zachowania wyższych przełożonych z Sił Powietrznych były powszechną praktyką" - dodaje były dowódca Wojsk Lądowych gen. Waldemar Skrzypczak.

Generała Błasika broni jego żona, Ewa. Według niej nawet jeśli jej mąż 10 kwietnia wszedł do kokpitu, to z pewnością nie dlatego, by wywierać presję na pilotów. Chciał ich raczej chronić i być swoistym zderzakiem przed pytaniami w stylu: "czy zdążymy, czy wylądujemy o czasie".