Prezydent Bronisław Komorowski odznaczył bohaterską załogę boeinga 767, który lądował "na brzuchu" na warszawskim Okęciu. Wśród pasażerów była Steczkowska, która zaśpiewała dla kapitana Tadeusza Wrony.

Reklama

Po ceremonii wręczenia odznaczeń przez Bronisława Komorowskiego, mikrofon do ręki wzięła Magdalena Steczkowska - siostra świetnej polskiej wokalistki Justyny Steczkowskiej.

Zanim zabrzmiał śpiew i dźwięki fortepianu, Steczkowską dopadło wzruszenie: "I się zacznie teraz" - mówiła drżącym głosem.

"Kochani, po prostu mam nadzieję, że pamiętacie, że lecieliśmy razem. My byliśmy z tyłu i wszyscy bardzo to przeżywaliśmy" - wspominała dramatyczne chwile.

Wokalistka postanowiła podziękować załodze samolotu piosenką. "Dzięki wam żyjemy i dzięki wam jesteśmy i bardzo za to dziękujemy" - zakończyła krótkie wystąpienie.





Kapitan Tadeusz Wrona, który wraz z drugim pilotem Jerzym Szwarcem bez szwanku wylądował boeingiem 767 mimo braku podwozia, przyznaje, że powoli dociera do niego medialne zamieszanie, które wybuchło po jego mistrzowskim manewrze. We wtorek do późnej nocy odbierał telefony od rodziny i znajomych - wszyscy dzwonili z gratulacjami. Pilot coraz więcej dowiaduje się o tym, co działo się na pokładzie kierowanej przez niego maszyny, o strachu pasażerów i o tym, że chowali paszporty pod koszule i bluzki, żeby w razie wypadku nie było problemów z identyfikacją zwłok. "Gdybym miał czas, tobym porozmawiał wtedy z każdym pasażerem spokojnie, powiedział, co nas czeka, i przekonał, że nie ma się czego bać" - deklaruje.

Kapitan przyznaje także, że słyszał już sporo żartów dotyczących feralnego lądowania, m.in. pomysł wymiany żurawia na wronę w logo LOT. "Córka mi pokazała. Fajny żart. Uśmiałem się. I ta wrona taka uśmiechnięta, radosna. Ale mnie się nasz żuraw podoba - mówi. Zapewnia też, że nie dostał żadnej propozycji z konkurencyjnych linii lotniczych, a nawet gdyby dostał, i tak by jej nie przyjął. A co do swej sławy, to ma nadzieję, że przełoży się na zaufanie do LOT-u. Pytany zaś, dlaczego sam nie poinformował pasażerów o problemach technicznych, tylko polecił to szefowi pokładu, odpowiada: "Nie słyszała pani dowcipu? Bo nie chciałem krakać".

Reklama

Pilot boeinga 767, który po mistrzowsku wylądował bez podwozia, zapewnia, że nie bał się śmierci i nawet o niej nie myślał. "Byłem przekonany, że to lądowanie nie będzie tragiczne w skutkach, czyli takie, że wszyscy zginiemy. Brałem pod uwagę, że możemy mieć jakieś obrażenia, ale śmierci w ogóle nie rozpatrywałem" - tłumaczy. Choć przyznaje także, że tuż przed lądowaniem podziękowali sobie z drugim pilotem za współpracę i podali ręce.

Kapitan Wrona pytany o tajemnicę swego niezwykłego opanowania, przekonuje, że nie zawsze jest taki spokojny. "Na drodze, kiedy jadę samochodem (...) zdarza się, że nerwy mnie biorą. Z mojej wioski do Warszawy zawsze są korki, więc trudno się dziwić" - tłumaczy.