W środę pozew Pawła (jego adwokat mec. Przemysław Rosati prosił o niepodawanie innych danych) zaczął badać Sąd Okręgowy w Warszawie. Z uwagi na charakter sprawy sąd wyłączył jawność postępowania na czas zeznań stron procesu, świadków i biegłych oraz końcowych wystąpień stron. Zezwolił zaś na obecność publiczności podczas spraw formalnych.
Sąd odmówił wydania wyroku zaocznego wobec Agnieszki F., czyli siostry Bernadetty - o co wniósł mec. Rosati wobec jej niestawiennictwa (przebywa w zakładzie karnym) i niezajęcia przez nią merytorycznego stanowiska na piśmie. Adwokat uważa, że nie wydając takiego wyroku, sąd naruszył przepisy.
W 2011 r. gliwicki sąd okręgowy skazał s. Bernadettę na bezwzględną karę dwóch lat więzienia. Zaostrzył wyrok sądu rejonowego, który wymierzył karę w zawieszeniu. Mimo prawomocnego wyroku, Agnieszka F. nie trafiała jednak do więzienia. Sąd odraczał jej karę po wnioskach, w których skazana powoływała się na stan zdrowia i wiek. Trafiła do niego dopiero po orzeczeniu sądu w Zabrzu z kwietnia 2014 r., który nie zgodził się na warunkowe zawieszenie kary. Siostra Bernadetta, która zaskarżyła tę decyzję, w ostatniej chwili - gdy miało być rozpoznawane jej zażalenie - cofnęła swój wniosek. Przesłała do sądu pismo, w którym przeprosiła za swoje czyny i poprosiła o wybaczenie tych, których z jej powodu dotknęło cierpienie, ból, czy poczucie zgorszenia.
Paweł trafił do ośrodka boromeuszek w Zabrzu, gdy miał dwa lata. Był w latach 2005-2006 bity i gwałcony przez starszych wychowanków, z którymi siostry zamykały go w pokoju. Dyrektorka nie reagowała na jego skargi. Ośrodek opuścił dopiero w wieku 14 lat, gdy o wszystkim opowiedział nauczycielce.
Za swe cierpienia w ośrodku powód domaga się solidarnej zapłaty miliona zł od Kongregacji Sióstr Miłosierdzia Św. Karola Boromeusza w Trzebnicy, Agnieszki F. oraz PZU, czyli ubezpieczyciela Kongregacji. Chce też od nich 2,5 tys. zł comiesięcznej renty. Pozwani wnoszą o oddalenie pozwu.
W sądzie nie stawił się ani powód (nie miał takiego obowiązku), ani świadkowie. Były to pracownice ośrodka w Zabrzu, które wystąpiły do SO, aby - z powodu ich podeszłego wieku i złego zdrowia - przesłuchano je w miejscu zamieszkania. SO zastanowi się nad tym wnioskiem.
S. Bernadetta napisała sądowi, że nie chce uczestniczyć w rozprawie i poprosiła, by jej nie doprowadzać do sądu, a "merytoryczne stanowisko zajmie w przyszłości".
Słysząc to, mec. Rosati wystąpił o wydanie tzw. wyroku zaocznego wobec Agnieszki F. Według art. 339 Kodeksu postępowania cywilnego "jeżeli pozwany nie stawił się na posiedzenie wyznaczone na rozprawę albo mimo stawienia się nie bierze udziału w rozprawie, sąd wyda wyrok zaoczny". W tym wypadku przyjmuje się za prawdziwe twierdzenie powoda o okolicznościach faktycznych przytoczonych w pozwie, chyba że "budzą one uzasadnione wątpliwości".
Sędzia Bernard Chazan oddalił wniosek, uznając że na "tym etapie sprawy" jest on nieuzasadniony. Powołał się na "charakter sprawy" oraz to, że w jej toku będzie badana krzywda i wysokość roszczenia, a także "sytuacja pozwanej, która przebywa w odosobnieniu". Mec. Rosati złożył do protokołu oświadczenie, że sąd naruszył art. 339 Kpc.
Na wniosek mec. Rosatiego sąd powołał zaś biegłych z dziedziny psychologii, psychiatrii i seksuologii. W ramach swych specjalności mają oni w 2 miesiące określić procentowy uszczerbek zdrowia powoda w następstwie jego przeżyć oraz ustalić konieczność terapii i jej ewentualny koszt.
Pozwani wystąpili o przesłuchanie 14 świadków. Pytany przez sąd, czy wszyscy oni są konieczni, np. władze Kongregacji, jej pełnomocnik mec. Michał Kelm przyznał, że rozważy rezygnację z zeznań części z nich. Mec. Rosati uznał zeznania władz Kongregacji za zbędne.
Zdaniem mec. Rosatiego Kongregacja ponosi odpowiedzialność cywilną za działania s. Bernadetty. Mec. Kelm (nie chciał rozmawiać z PAP), powiedział sądowi, że "to inny podmiot niż Kongregacja prowadził ośrodek w Zabrzu", a z faktu zatrudnienia Agnieszki F. w ośrodku "strona pozwana wywodzi inne skutki prawne niż powodowa". Mec. Rosati wniósł, by sąd poznał statut Kongregacji.
Proces odroczono bezterminowo.
Żądania finansowe w pozwie naszym zdaniem są adekwatne do krzywd wyrządzonych Pawłowi. Nie można deprecjonować takich wartości jak zdrowie, życie czy godność. Wychowankowie ośrodka mieli w nim znaleźć ciepło i spokój, spotkało ich molestowanie, przemoc fizyczna i psychiczna - mówił mec. Rosati. Dodał, że okrutne traktowane w ośrodku było praktykowane przez wiele lat i nikt na to nie reagował.
Prokuratorskie śledztwo w sprawie przemocy w ośrodku boromeuszek było konsekwencją innego postępowania prowadzonego przez gliwicką prokuraturę - w sprawie zabójstwa w lutym 2006 r. ośmioletniego Mateusza z Rybnika. Ciała chłopca nie odnaleziono. Jeden z oskarżonych o dokonanie tej zbrodni, Tomasz Z., był wychowankiem ośrodka boromeuszek. Oskarżony tłumaczył, że jego postawę ukształtował fakt bycia świadkiem, a później także uczestnikiem gwałtów, do których dochodziło w ośrodku
Według prokuratury b. dyrektorka i jej podwładna zlecały wykonanie kar fizycznych na dzieciach innym wychowankom oraz same stosowały wobec podopiecznych przemoc fizyczną i psychiczną. Sprawa obejmowała łącznie 20 zarzutów dotyczących okresu od stycznia 2005 do stycznia 2006 r. Prokuratura oskarżyła s. Bernadettę m.in. o bicie podopiecznych i przyzwalanie na przemoc, także seksualną, między wychowankami. Druga odpowiadająca w procesie zakonnica została skazana na osiem miesięcy więzienia w zawieszeniu. Jeden z zarzutów dotyczył gwałtu na chłopcu, którego Agnieszka F. zamknęła na noc w pokoju z dwoma innymi wychowankami. Zdaniem prokuratury okoliczności wskazują, że zakonnica zaniedbała wówczas swe obowiązki, pomagając w ten sposób w tzw. doprowadzeniu do poddania się czynności seksualnej osoby poniżej 15. roku życia.
W 2014 r. siostry boromeuszki wyraziły "głęboki ból". Przeprosiły za cierpienie podopiecznych ośrodka. Przeprosiny wystosowała też przełożona generalna Zgromadzenia Sióstr Boromeuszek s. Claret Król.