Jaka jest polityczna oferta, każdy widzi. Prześwietlaliśmy na łamach "DGP" programy wyborcze pod kątem pomysłów poszczególnych partii na państwo i jego politykę. Pytaliśmy, wręcz dobijaliśmy się, o konkretne odpowiedzi na temat administracji, finansów publicznych, służby zdrowia, bezpieczeństwa energetycznego, systemu edukacji, pomocy dla rodzin, polityki socjalnej, wymiaru sprawiedliwości. Zadawaliśmy konkretne pytania, ale z reguły odpowiedzi były mgliste. Co gorsza, nie chodzi tylko o sprawy programowe. Jest też kwestia sposobu głosowania do niższej izby parlamentu. Tu, choć stawiamy krzyżyk przy konkretnym nazwisku, tak naprawdę wybieramy partię, a osoba, którą chcemy poprzeć, wcale nie musi zasiąść na Wiejskiej. Wciąż też w głowie tłuką nam się zawiedzione nadzieje, złamane obietnice, miałkość polityków.
To smutny obraz. Gdyby do niego się przywiązać, można by powiedzieć: na systemowe zmiany nie mamy co liczyć. Liczy się polityka partyjna. A to może zniechęcać do odwiedzenia lokalu wyborczego. Tak wcale jednak być nie musi. W Senacie już głosujemy na konkretnych ludzi. Pierwszy raz wybory odbędą się w okręgach jednomandatowych. Łatwiej będzie ich później rozliczyć. Ale najważniejsze jest to, że ta kadencja będzie wyjątkowa – nadciągają trudne czasy, finanse publiczne są w ciężkim położeniu, musimy bić się o budżet UE, kto wie, czy nie o spójność Wspólnoty. Lista strategicznych wyzwań, choćby demografia, jest dłuższa. Dlatego politycy nie będą mogli jedynie administrować. Do rządzenia zmusi ich zewnętrzne otoczenie.
To mnie przekonuje, by w niedzielę krzyżyk postawić. Zachowam się jak Luksemburczyk. Z własnej woli.