Jeżące włos na głowie ustalenia związane z ekshumacją Anny Walentynowicz można komentować tak jak polityk PO Andrzej Halicki: „Pewnie będą kolejne wątpliwości, kolejne takie próby sprawdzenia, ale ja myślę, że tym osobom, które zginęły w tej tragicznej katastrofie, przede wszystkim winniśmy święty spokój. Nie róbmy z tego polityki cmentarnej, która naprawdę nie uchodzi”. Halicki w swojej zbolałej wielkoduszności mógł jeszcze dodać, że przecież legendzie Solidarności taki efekt ustaleń wojskowej prokuratury życia nie wróci, więc po co to wszystko? Wtedy w bagatelizowaniu tego, co ważne, osiągnąłby szczyt szczytów.
Można też tak jak inny telecelebryta PO Paweł Olszewski: „Nie powinniśmy formułować daleko idących wniosków, dopóki prokuratura nie ustali, po czyjej stronie była wina. Ta sprawa powinna być jak najdalej od polityki”.
Uporczywe zabiegi polityków PO o wyciszenie skandalu polegającego na dopuszczeniu do pomylenia ciał ofiar katastrofy smoleńskiej nie powinny nikogo dziwić. To przecież polski rząd, tak się złożyło, że w czasie katastrofy kierował nim Donald Tusk, ponosi za ten skandal odpowiedzialność. Za bałagan i stwarzanie pozorów tego, że „państwo zdało ten trudny egzamin celująco”, co słyszeliśmy od niemal każdego polityka PO, przy każdej możliwej okazji. Dzisiaj widać, że test ten został jednak oblany. A skutki państwowej niepełnosprawności, indolencji i arogancji poznaliśmy dobitnie.
Państwo polskie po raz kolejny boleśnie się skompromitowało. Zadało ból rodzinie Anny Walentynowicz, a także bliskim drugiej osoby, mylnie pochowanej w cudzym grobie – jej nazwisko poznany zapewne wkrótce również oficjalnie.
Reklama
Znowu potwierdził się fakt, że żyjemy w kraju, w którym niewiele działa tak jak trzeba. Nawet w sytuacjach jednoznacznych bo ostatecznych.