"Nikt nikomu nie zabrał samolotu, powtarzam raz jeszcze, dlatego, że samolot został zamówiony przez Kancelarię Premiera i miał zabrać i zabrał delegację rządową z Warszawy do Brukseli" - stwierdza Grzegorz Schetyna. Dodaje też, że rządowy tupolew nie wrócił do Warszawy po prezydenta, bo... nikt ze strony Lecha Kaczyńskiego o to nie prosił.

Reklama

Zdaniem wiceszefa rządu ani premier, ani prezydent podczas krótkiego spotkania w Belwederze przed unijnym szczytem w ogóle o tym nie rozmawiali.

>>>Zobacz jak prezydent nie dostał rządowego samolotu

"W tej kluczowej, bardzo emocjonalnej rozmowie między prezydentem a premierem, nie było słowa o żadnym samolocie. Połowa rozmowy była poświęcona kandydaturze Lecha Wałęsy do rady mędrców. Dopiero później zaczęła w mediach funkcjonować informacja, że prezydent udaje się do Brukseli samolotem rządowym, ale nie razem z premierem, tylko po nim. I to stworzyło cały, fałszywy obraz tej sytuacji" - mówi Schetyna.

>>>Kto zapłaci za lot do Brukseli

Nie zgadza się z nim szef kancelarii Lecha Kaczyńskiego. Twierdzi, że składano pisemną prośbę o samolot, a urzędnicy szefa rządu odmówili. "Mamy pismo z Kancelarii Premiera informujące, że od 14 do 16 października samolot musi przebywać w Brukseli i będzie niedostępny" - przyznaje Piotr Kownacki. Zapewnia, że w poniedziałek pokaże ten dokument.

Komentując tę sprawę szef Kancelarii Prezydenta nie szczędzi ironii. Przypomina zapowiedzi Donalda Tuska z kampanii wyborczej, który obiecywał, że będzie latał maszynami rejsowymi.

"Tutaj muszę stanąć po stronie pana premiera, bo poleciał tym samolotem rządowym i nawet hotelu nie wynajął, żeby było taniej i spał w tym samolocie, bo jak wiadomo samolot musiał stać na lotnisku w Brukseli przez cały czas pobytu dla pana premiera, więc rozumiem, że po to, żeby miał, gdzie mieszkać" - drwi Piotr Kownacki.