Piotr Kozłowski ("Fakt"): Weronika Rosati kilka dni temu opublikowała oficjalne oświadczenie dotyczące jej znajomości z panem. Jak pan je skomentuje?
Przeczytałem ten komunikat z podniesionymi brwiami. Nie rozumiem sformułowania, które pojawiło się w publikacjach, o tym, że jestem rzekomo przyjacielem rodziny, który dopuścił się potwornej zdrady. Jak to usłyszałem, to o mało nie spadłem z krzesła. Mogę tylko powiedzieć, że ja tych ludzi w ogóle nie znam. Panią Teresę Rosati widziałem raz i trwało to 5 minut. Zresztą bardzo nieprzyjemnych...
Miał pan podobno pomagać Weronice w robieniu kariery.
Kiedyś udzielałem wywiadu, w którym mnie o to zapytano. Czy pomagam, udzielam Weronice lekcji. Powiedziałem, że jest to niemożliwe, żeby pomóc jej w tzw. karierze, ponieważ to jest osoba, która robi wszystko dokładnie odwrotnie, niż powinna. Jakie pomaganie?! Jaki przyjaciel rodziny?!
Co w takim razie stało się podczas waszego spotkania w galerii handlowej?
Zdjęcia bywają różne i reakcje bywają różne...
W oświadczeniu Weronika Rosati napisała, że nadużył pan jej zaufania...
W komentarzu, jaki daliście do tego oświadczenia, napisaliście biedna dziewczyna. I ja się z tym zgadzam. Nie chcę tego komentować, ale powiem kilka rzeczy, a wy je sobie złóżcie do kupy.
Był kiedyś taki włoski film Bellissima o matce, która z powodu jakiejś zupełnie obłąkanej, patologicznej miłości robi wszystko, co w jej mocy, żeby córka zrobiła karierę, stała się słynna i zaistniała w świecie. I z jednej strony jej się to udaje, ale z drugiej strony niszczy jej duszę, serce. A potem niszczy ją samą...
Teresa Rosati w rozmowie z Faktem mówiła, że boi się o córkę. Że był pan agresywny i napastował Weronikę w miejscu publicznym. Że myślała, iż łączy ją z panem tylko przyjaźń.
To nie jest moja wersja. To jest zakłamane. Niedługo usłyszę, że spółkuję ze Smokiem Wawelskim w smoczej jamie. Pan usłyszy wiele rzeczy i to jest naturalny tryb, choć pierwszy raz spotykam się z tym w tak wulgarnej formie. Ale uważam to za tryb ludzi, którzy chcą się podłączyć. Jakieś nazwiska, jakieś coś, żeby było też coś o nich. Dobrze, proszę bardzo, mnie to nie przeszkadza. Mnie przeszkadza sedno sprawy - zachodzę w głowę, jak ludzie mogą żyć w takich kłamstwach. Ta fala gówna podeszła mi pod nos i mam tego dosyć!
Podobno pański 13-letni syn przyjaźnił się z Weroniką.
Nie powinienem tego mówić, ale trudno. To jest w tej chwili mój jedyny problem. Mój syn Vincent bardzo kocha Weronikę. Byli ze sobą bardzo zżyci. On dzwoniąc do mnie, zawsze pyta: A jak Pchła? - bo tak ją nazywa. I co ja mam mu powiedzieć?! Że dorośli kłamią, wygłupiają się, demolują tę biedną dziewczynę? Jest mi teraz strasznie przykro i nie wiem, co mu powiem. On zapyta pewnie - co jej zrobili? A ponieważ widział mamę Rosati w akcji raz i po prostu doznał szoku, to może w ten sposób mu wytłumaczę. Nie wiem...
Pan w naszej rozmowie mówił mi głównie, co jest nieprawdą w pańskiej relacji z Weroniką Rosati. A co jest prawdą?
Mam się przed panem spowiadać?! Mówię panu, gdzie jest nieprawda. Jeżeli pan uważa rodzinę Rosati za źródło, to to jest bardzo brudne źródło.
Reżyserowi Andrzejowi Żuławskiemu puściły nerwy. Po oświadczeniu młodej aktorki, że nadużył zaufania jej rodziny, przerwał milczenie. "Ta fala gówna zachodzi mi pod nos" - nie przebiera w słowach. I oskarża matkę Weroniki o to, że traktuje córkę jak przedmiot, którym zaspokaja swoje ambicje.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama