RENATA KIM: Co to znaczy nowoczesny poród?
PROF. MARIAN GABRYŚ*: To taki, którego kobieta się nie boi. A niestety w Polsce jest ogromny lęk przed porodem, zwłaszcza naturalnym. Lęk podsycany niestety przez szeroko rozumiane media. Bo proszę zwrócić uwagę, w jaki sposób reżyserzy, nie tylko polscy, ale i na całym świecie pokazują poród: ciężarna nagle wygina się w łuk, zaczyna ryczeć straszliwym głosem, wręcz wyje. Jestem położnikiem z 35-letnim doświadczeniem i takie porody, nazywam je teatralnymi, widziałem zaledwie parę razy w życiu. Dlaczego nie pokażą porodu w inny sposób?

Reklama

No właśnie, dlaczego?
Bo to nikogo nie bierze. Nikt nie chce oglądać porodu przebiegającego w ciszy i spokoju. Do pewnego stopnia twórcami tego strachu wokół porodu jesteśmy my lekarze, bo nie potrafiliśmy stworzyć jasnego przekazu tego niezwykłego doświadczenia. I dlatego teraz chcemy pokazać młodym kobietom, że nie muszą się porodu bać. Chcemy je przekonać, że lekarze są właśnie po to, żeby im pomóc, gdy boli, żeby zadbać o dobro ich dziecka. I najważniejsze: że poród wcale nie przypomina tortur czy wymuszania zeznań.

Czy polscy lekarze są gotowi, by w ten sposób pomagać pacjentkom?
Po to chcemy do nich mówić. Do ciężarnych kobiet możemy dotrzeć tylko poprzez lekarzy, którzy się na co dzień nimi opiekują. To im najpierw musimy wytłumaczyć: że poród może być przyjazny. Bo dopiero wtedy rodzenie przestanie spędzać sen z powiek bardzo wielu kobietom, nawet nastolatkom. Wystarczy przejrzeć fora internetowe, na których Polki opowiadają o swoich przeżyciach, by zobaczyć, jak wiele zastrzeżeń mają do polskich szpitali, lekarzy i położnych. Więc już najwyższy czas, abyśmy my, lekarze, nauczyli się nowego sposobu myślenia o sprawach związanych z porodem i z przyjściem dziecka na świat.

Na czym miałoby polegać to nowe myślenie o porodzie?
Generalnie chcemy przypomnieć kolegom, zarówno lekarzom, jak i położnym, że ani fizjologicznie prawidłowo przebiegająca ciąża, ani poród nie są zjawiskami chorobowymi. Nie trzeba na nią patrzeć z nadmiernie agresywnego, zabiegowego punktu widzenia.

Co to znaczy?
Współczesne położnictwo cechuje się bardzo dużą skłonnością do korzystania z aparatury medycznej. Jako przykład wskazałbym badania ultrasonograficzne - według naukowych zasad w czasie rozwijającej się prawidłowo ciąży w zupełności wystarczają trzy takie badania. W praktyce jest ich wykonywanych dużo, dużo więcej. Tymczasem częstsze USG jest konieczne tylko wtedy, gdy mamy do czynienia z ciążą patologiczną.

Czego jest jeszcze za dużo?
Za dużo jest ciąż rozwiązywanych cięciem cesarskim. Ten problem dotyczy bardzo wielu krajów na całym świecie, szczególnie Ameryki Południowej. U nas też jest wiele ośrodków, w których ten odsetek jest bardzo wysoki. A są wiarygodne badania naukowe, które pokazują, że przekroczenie pułapu 20 proc. cesarek nie tylko nie poprawia wyników opieki prenatalnej, ale ją pogarsza.

A co z argumentami kobiet, które domagają się cesarskiego cięcia, bo boją się, że poród fizjologiczny będzie trwał zbyt długo? Chcą same decydować o jego przebiegu.
Daleki jestem od tego, by rodzącym odbierać prawo do decydowania w sprawie porodu. Ale trzeba pamiętać, że cięcie cesarskie jest operacją. Dużą brzuszną operacją, wiążącą się według statystyk z określoną zachorowalnością i śmiertelnością kobiet. Oba te wskaźniki są po cesarce wyższe niż po naturalnym porodzie. A zatem jak można żądać od lekarza, który stoi na straży zdrowia kobiety, żeby robił coś, na skutek czego może ona ucierpieć? Oczywiście nie mówimy o sytuacjach, gdy ciężarna lub rodząca, a przede wszystkim jej dziecko, są zagrożone. Wtedy cięcie cesarskie jest błogosławieństwem.

Reklama

*prof. Marian Gabryś jest ginekologiem i położnikiem, wykładowcą Akademii Medycznej we Wrocławiu

p

Opowieści kobiet rodzących

Małgorzata, matka 3 letniej dziewczynki
Starannie wybierałam szpital. Zależało mi przede wszystkim na tym, żeby mąż był przy porodzie. Każdy szpital, który sprawdziłam, na swoich stronach internetowych wielkimi literami reklamował: u nas za obecność bliskiej osoby się nie płaci. Kiedy w końcu wybrałam jeden szpital, okazało się, że owszem, mąż ma prawo być przy porodzie bezpłatnie, ale porody odbywają się na sali dwuosobowej i druga rodząca musi wyrazić zgodę na obecność mojego męża. No chyba, że zdecyduję się na salę jednoosobową, ale za nią trzeba zapłacić.

Barbara, matka dwojga dzieci, trzy- i sześciolatka
W szpitalu męża widywałam przez szybkę w drzwiach wtedy, kiedy chodziłam po korytarzu, licząc częstotliwość skurczy. Na oddział nie miał wstępu, bo porodówka to miejsce dla kobiet. Nawet nie przyszło mi do głowy, że można inaczej, bo tam dla wszystkich było oczywiste, że kobiety rodzą same, to znaczy bez mężów.

Karolina, matka półtorarocznego chłopca
Po porodzie zabrano mi dziecko, przynoszono tylko na karmienie. Nawet się nie buntowałam, bo koleżanki opowiadały mi jak było, kiedy dzieci zostawiano przy nich. Nikt się nimi nie interesował, nie podawał do karmienia, nie pomagał przewinąć, mimo tego że one same nie były w stanie się ruszyć z łóżka po cesarskim cięciu.

Anna, matka półrocznej dziewczynki
Zapłaciłam za indywidualną opiekę położnej przy porodzie i za znieczulenie. Nie zapłaciłam za opiekę po porodzie. Pewnie właśnie dlatego jej nie miałam. Przez cały dzień w mojej sali nikt się nie pojawił. Dobrze, że nie wykupiłam sali pojedynczej, bo nie miałabym z kim zostawić dziecka, kiedy chciałam iść do toalety. Kobiety z sąsiednich łóżek udzielały mi też porad laktacyjnych. Prysznic wzięłam dopiero o godz. 16, kiedy przyszedł mąż.

Magda, matka 4 dzieci
To było moje drugie dziecko. W szpitalu podczas badania KTG odeszły mi wody. Miałam tu wcześniej opłaconą położną, która miała się mną zajmować. Jednak był to piątkowy wieczór i ona bardzo się spieszyła. I nagle zaczęła mi podawać różne lekarstwa, nie informując mnie, co podaje. Okazało się, że natychmiast dostałam, nie wiadomo dlaczego, oksytocynę, jakiś środek na szyjkę macicy oraz tabletkę na znieczulenie, po której czułam się kompletnie ogłupiała. Ja w ogóle nie chciałam znieczulenia, ale ona nawet mnie nie o to zapytała, więc nie miała pojęcia, jaki lek mi podają. Najgorsze, że - jak mi powiedział później lekarz, to zaszkodziło mojemu dziecku, które urodziło się podduszone. Koszmarem okazało się także to, że cały czas mi masowała szyjkę macicy, co mnie potwornie bolało. Także unieruchomili mnie z kroplówką z oksytocyną, więc nie mogłam w ogóle chodzić, tylko byłam przywiązana do łóżka. Poród wspominam fatalnie.

p

Definicja normalnego porodu -

tak powinien przebiegać:

• poród spontaniczny, niewywoływany sztucznie

• kobieta podczas porodu może jeść i pić

• błony płodowe pękają w sposób naturalny

• lekarz i położna zachęcają kobietę do ruchu, na przykład do chodzenia czy ćwiczeń z piłką

• przy uśmierzaniu bólu nie działa się tylko środkami farmakologicznymi, ale także zapewnia się komfort psychiczny kobiecie

• atmosfera jest spokojna i bezpieczna

• tętna płodu słucha się sporadycznie, dzięki czemu kobieta nie jest zmuszona do ciągłego leżenia

tak nie powinien przebiegać:

• poród wspomagany i przyspieszany

• ból jest uśmierzany tylko i wyłącznie metodami farmaceutycznymi

• lekarz i położna zakazują jedzenia i picia

• błony płodowe przerywa położna

• kobieta ma ograniczoną możliwość ruchu, albo jest go pozbawiona

• atmosfera jest typowo szpitalna

• tętno dziecka jest stale monitorowane