Były ambasador w Moskwie Jerzy Bahr potwierdził, że przed wizytami w Katyniu 7 i 10 kwietnia polscy dyplomaci przekazali do kraju informację o stanie lotniska w Smoleńsku. Jak podał tvn24.pl, informowali, że według rosyjskich władz lotnisko nie nadaje się do użycia.
Na stronach internetowych Tvn24.pl opublikowano w poniedziałek dwa pisma ambasadora Bahra kierowane do MSZ dotyczące przygotowania wizyt premiera Donalda Tuska i prezydenta Lecha Kaczyńskiego z 7 i 10 kwietnia 2010 r. Polscy dyplomaci z Moskwy informowali centralę w Warszawie, że od przedstawicieli władz rosyjskich dowiedzieli się, iż lotnisko w Smoleńsku nie nadaje się do użycia.
Co najmniej do połowy marca 2010 r. strona rosyjska nie miała też oficjalnego powiadomienia, że prezydent Lech Kaczyński faktycznie 10 kwietnia będzie w Katyniu.
W poniedziałek, przy okazji konferencji prasowej z udziałem b. szefów BBN (Bahr pełnił tę funkcję w 2005 r.) dziennikarze pytali Bahra, czy wiedział, że przed wizytami premiera i prezydenta w Katyniu planowanymi na 7 i 10 kwietnia, "odtwarzano" infrastrukturę techniczną na tym lotnisku.
"Strona polska otrzymała informację, że to lotnisko jest w innym stanie, niż było poprzednio. Tego rodzaju wiadomości - w odniesieniu do ambasadora - są formułowane w języku bardzo ogólnym i nie wchodzi się w technologiczne sprawy. Sygnał był jasny i przekazaliśmy go do kraju. Trudno powiedzieć, czy były dodatkowe dokumenty na ten temat, które to potwierdzają" - mówił w poniedziałek dziennikarzom Bahr, który wyraził nadzieję, że prowadzone śledztwo wszystko wyjaśni. Nie rozwijał tej wypowiedzi.
Tvn24.pl twierdzi też, że polska grupa przygotowująca wizyty premiera i prezydenta jeszcze kilkadziesiąt godzin przed przylotem Donalda Tuska, a cztery dni przed planowanym przybyciem Lecha Kaczyńskiego, bezskutecznie zabiegała o sprawdzenie lotniska Smoleńsk Siewiernyj. Już w drodze na lotnisko polską ekipę miano poinformować, że "możliwości obejrzenia lotniska nie ma". Grupa pojechała więc do Katynia. Portal powołuje się też na polskiego akredytowanego przy MAK Edmunda Klicha, który powiedział, że według jego wiedzy grupa nie dotarła nawet w pobliże bramy lotniska.