Piątek po południu. Declan Ganley na konferencji prasowej w siedzibie polskiej Libertas. Dziennikarz DZIENNIKA pyta go o rolę Giertycha w tworzeniu tej partii. Za plecami słyszy komentarz:"To się Roman wk..i". To jeden z byłych działaczy Młodzieży Wszechpolskiej, dziś wolontariusz Libertas.

Reklama

Ganley na pytanie odpowiada chłodno. Twierdzi, że ta rola jest żadna. Dostaje kolejne pytanie. Tym razem o spotkania z byłym wicepremierem w Polsce. "Spotykam się z nim, tak jak z innymi byłymi i obecnymi politykami" - odpowiada.

>>> PO traci poparcie, a Libertas zyskuje

Czwartek wieczorem. Roman Giertych gości w TVN 24. Bogdan Rymanowski dopytuje go o związki z Libertas. Ten kryguje się, że nie jest politykiem, że jedynie kibicuje Libertas. Nagle dziennikarz pyta, czy Giertych spotkał się w Warszawie z Declanem Ganleyem. Ten milknie. Rymanowski dopytuje, czy musi mu odświeżyć pamięć np. zdjęciami dowodzącymi takiej rozmowy. Giertych odpowiada, że "nie zaprzecza, ale i nie potwierdza". "Czyli pan potwierdził" - kwituje Rymanowski.

Jak jest naprawdę? Relacje Ganley - Giertych to najbardziej skrywana tajemnica polskiej Libertas. Jeden z działaczy mówi, że mógłby o tym porozmawiać, "ale na głębokim offie, w cztery oczy". Niełatwo znaleźć kogoś, kto ma wiedzę i chce coś powiedzieć. Wreszcie udaje się w świecie pozapolitycznym. "Przynajmniej raz Declan z żoną Delią gościł na kolacji u Romana i Barbary Giertychów" - przekonuje nasz rozmówca. Jego zdaniem mogło nie być to jedyne spotkanie w Polsce. Fakt wspólnej kolacji Giertychów i Ganleyów potwierdza też współpracownik byłego szefa LPR.

Dlaczego się ukrywają? Jeden z polityków Libertas twierdzi, że Giertych chce jak najdłużej utrzymać mit, że nie jest politycznie aktywny. Faktycznie jednak i on, i Ganley zdają sobie sprawę, że były szef LPR budzi wciąż dużą społeczną niechęć.

Giertych jest jednak Ganleyowi niezbędny, bo to on zapewnia zdolność organizacyjną polskiej Libertas. Kampanię robią jego ludzie. Kluczowi kandydaci to również LPR. Do tego telewizja publiczna, w której niepodzielnie rządzi wychowanek Giertycha, Piotr Farfał.

Reklama

Ale Giertych bez Ganleya też niewiele mógłby zrobić. Gdyby Libertas Polska miała robić kampanię siłami Artura Zawiszy czy Zdzisława Podkańskiego, nie miałaby żadnych szans na przekroczenie progu wyborczego. Nadzieje tej partii ratuje zainteresowanie mediów, jakie generuje sam Ganley i jego relacje z Lechem Wałęsą.

>>> To mówił Wałęsa na kongresach Libertas

Najlepszym przykładem były piątkowe wydarzenia. Przed południem grupa polityków Libertas, mimo zakazu marszałka, chciała zorganizować konferencję w Sejmie. Ich spotkaniu z dziennikarzami na sejmowym korytarzu nikt się nie przeciwstawił. Gdy więc Dariusz Grabowski czy Zawisza grzmieli o zamachu na wolność słowa i apelowali o wsparcie mediów, reakcją dziennikarzy było wzruszenie ramion.

Zupełnie inaczej wyglądała nieoczekiwanie zorganizowana popołudniowa konferencja. Nagle tuż po godzinie 13 władze Libertas Polska dostały informację, że z Bratysławy przyleci na chwilę sam Ganley. "Ma informacje o akcji Komisji Europejskiej przeciw Libertas" - mówił nam jeden z polityków tej partii.

Jakie to dane? Ganley oskarżył Danutę Huebner, że sprzeniewierzyła się obowiązkom komisarza unijnego, nawołując do walki z jego partią. Na dowód przytoczył wypowiedź warszawskiej "jedynki" PO w eurowyborach z 18 lutego, zamieszczoną w portalu Euobserver.com. Huebener potwierdziła tam zamiar kandydowania i stwierdziła, że przekonało ją do tego powstanie Libertas. "Musimy na to twardo odpowiedzieć" - dodała wówczas.

>>> Tusk ma już dość. Ostrzega Wałesę

Dziś twierdzi, że "oskarżenia i insynuacje Ganleya są bezpodstawne". "Nie mam nic do ukrycia, a moja strona internetowa szczegółowo odzwierciedla moją agendę spotkań" - broni się Huebner. W rozmowie z DZIENNIKIEM mówi, że Ganley sam powinien podjąć problem "wątpliwej przejrzystości własnego ugrupowania, zanim zacznie oskarżać innych".