Chodzi dokładnie o jeden z wątków afery taśmowej - rozmowę szefa MSZ z Jackiem Rostowskim w jednej z warszawskich restauracji.

Reklama

Sikorski pytany o to, jak w ogóle przyjął informację, że nagranie zostanie opublikowane, odpowiedział: - Na początku pomyślałem, że jak ludzie się dowiedzą, co sobie głośno myślę, to będzie dobrze, bo jestem uczciwy, nie knuję i nie kradnę. Nie wziąłem poprawki na to, że prawie każda rozmowa przelana na papier wygląda gorzej.

Podkreślił przy tym, że padł ofiarą podwójnej manipulacji, bo "Wprost" ma całość nagrania, wie, jaki jest kontekst rozmowy, i zmanipulował zapis.

- A ja nie mam nagrania i nie mogę się bronić, bo tak dokładnie nie pamiętam, co powiedziałem - tłumaczył w rozmowie z "Newsweekiem".

Sikorski wyjaśnił też, w jaki sposób - jego zdaniem - zmanipulowano jego wypowiedzi.

- Z już opublikowanej ścieżki audio wynika, że np. słowo bullshit nie odnosi się do sojuszu z USA, lecz do amerykańskiego wkładu w zeszłoroczne ćwiczenia NATO - 100 żołnierzy na 6000 ćwiczących. Przez rok tłumaczyliśmy naszym sojusznikom, że uważamy to za niewystarczające. Jest to kolejna skrajna manipulacja "Wprost", których więcej wyjdzie na jaw - podkreśla szef polskiej dyplomacji.

W trakcie ujawnionej przez tygodnik "Wprost" rozmowy z byłym ministrem finansów Sikorski miał stwierdzić, że Polsko-amerykański sojusz jest nic nie warty. Jest wręcz szkodliwy, bo stwarza Polsce fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Z jego ust miało też paść stwierdzenie: Problem w Polsce jest z tym, że mamy płytką dumę i niską samoocenę. Taka murzyńskość. CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT >>>