W wyborach prezydenckich startować chce łącznie 19 kandydatów. Siedmiu z nich otwarcie zadeklarowało Państwowej Komisji Wyborczej (PKW), że nie zebrali wymaganych 100 tys. podpisów z uwagi na pandemię. Oczekują jednak, że jeśli nie PKW, do startu dopuści ich Sąd Najwyższy.
Do szóstki dotychczasowych kandydatów - Andrzeja Dudy, Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, Władysława Kosiniaka-Kamysza, Roberta Biedronia, Szymona Hołowni i Krzysztofa Bosaka - w mijającym tygodniu dołączyło 13 nowych chętnych. Wśród nich m.in. były poseł Kukiz’15 Marek Jakubiak i Paweł Tanajno, także związany z tym ruchem.
Wszyscy teraz muszą przejść przez wyborcze sito. PKW zlicza, czy każdy z nich prawidłowo zebrał minimum 100 tys. podpisów. Aż siedmiu kandydatów (Piotr Bakun, Sławomir Grzywa, Leszek Samborski, Grzegorz Sowa, Jan Zbigniew Potocki, Kajetan Pyrzyński i Andrzej Voigt) miało otwarcie zadeklarować urzędnikom Krajowego Biura Wyborczego (KBW), że nie udało im się zebrać wymaganej liczby. Zdecydowali się jednak zarejestrować, wychodząc z założenia, że jesteśmy w okresie pandemii koronawirusa i w tych warunkach niemożliwe jest zebranie 100 tys. podpisów.
- Złożyliśmy 82,5 tys. podpisów, zaczęliśmy je zbierać od 5 lutego. Już po pierwszym rozporządzeniu ministra zdrowia (wprowadzającym pierwsze ograniczenia w związku z zagrożeniem epidemicznym - red.) w połowie marca zauważyliśmy radykalny spadek korespondencji z głosami zbieranymi w całej Polsce przez naszych koordynatorów - przyznaje w rozmowie z Dziennik.pl Leszek Samborski, jeden z kandydatów. - W Polsce nie mamy co prawda prawa precedensowego, natomiast widzimy, co się dzieje. Rząd ogłasza kolejne rozporządzenia zatrzymujące jakąkolwiek działalność społeczną i obywatelską. Nikt przy zdrowych zmysłach chyba nie sądzi, że w tych warunkach można zbierać podpisy - przekonuje Samborski. Zapowiada też, że jeśli PKW odrzuci jego kandydaturę, złoży skargę do Sądu Najwyższego. - Co zrobi Sąd, trudno powiedzieć. Ale już raz wskazał, że sytuacja jest ekstremalna i że nie da się normalnie prowadzić wyborów - dodaje Leszek Samborski.
Odwołuje się do niedawnego postanowienia SN, który opisywaliśmy na łamach DGP. PKW zakwestionowała sposób, w jaki Komitet Kandydata na Prezydenta RP Sławomira Grzywy zebrał wymagany 1 tys. podpisów poparcia (w celu zarejestrowania samego komitetu). Dlatego 9 marca nakazano ich ponowne zebranie, z terminem do 12 marca. Przedstawiciele komitetu zaskarżyli tę decyzję do SN. Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych stwierdziła, że zebranie takiej liczby podpisów w ciągu trzech dni jest „obiektywnie możliwe w normalnych warunkach funkcjonowania aparatu państwowego”. Ale równolegle sędziowie ocenili, że już w okresie 9-12 marca sytuacja odbiegała od normy, w związku z zagrożeniem epidemią koronawirusa. Uznano więc, że zebranie brakującej liczby podpisów stało się nierealne i w związku z tym nakazano PKW zarejestrować komitet.
Już w dniu ogłoszenia postanowienia SN urzędnicy Krajowego Biura Wyborczego w nieoficjalnych rozmowach przestrzegali, że tego rodzaju orzecznictwo rozszczelni system wyborczy. PKW musi bowiem stosować się do obowiązujących przepisów, a te nakazują odrzucanie wszystkich komitetów, które nie zebrały w prawidłowy sposób 1 tys. głosów poparcia. Ta sama zasada tyczy się kandydatów, którym nie udało się zebrać 100 tys. podpisów. Po wspomnianym postanowieniu SN stało się jasne, że inni kandydaci, którzy mieli problem ze zbiórką, podążą tą samą ścieżką.
I właśnie to się dzieje. - Jeden z kandydatów powiedział „szybko dajcie mi tę odmowę, żebym mógł do sądu pójść - opowiada nam jeden z urzędników pracujących przy organizacji wyborów. Część kandydatów dopiero zapowiada pójście ze skargą do SN, inni już podjęli działania. W ubiegłym tygodniu kolejną skargę do SN złożyła tym razem kandydatka Jolanta Duda. - Skarga nie została rozpoznana merytorycznie z powodów formalnych. Wpłynęła do SN po upływie dwudniowego terminu do wniesienia skargi oraz została złożona nie przez pełnomocnika, a bezpośrednio przez kandydatkę, co jest niedopuszczalne - wyjaśnia Martyna Łuczak z zespołu prasowego SN. We wcześniejszej rozmowie z DGP wskazywała, że nie da się przewidzieć, jakie będą ewentualne kolejne postanowienia Sądu Najwyższego, bo każda sprawa rozpatrywana jest indywidualnie.
Precedens już jednak jest. - Nigdy wcześniej nie było przypadku, by ktoś, kto nie zebrał tysiąca podpisów, mógł zarejestrować komitet. Przy tego typu sytuacjach w przeszłości dawano dodatkowy termin na dopełnienie formalności, ale nigdy nie nakazano PKW zarejestrować komitet - zwraca nam uwagę osoba z KBW.
Już dziś pojawiają się rozważania, czy elekcje przeprowadzone w takich warunkach nie będą musiały być ostatecznie unieważnione przez SN. - Stąpamy po cienkim lodzie. Wszystkie zastrzeżenia mogą się przekuć w protesty wyborcze, a efektu ich rozpatrzenia przez SN nie jesteśmy w stanie przewidzieć - mówi nam urzędnik pracujący przy wyborach. Jego zdaniem jesteśmy na dobrej drodze, by powtórzyć lub przebić rekordową liczbę protestów z 1995 roku (600 tys.), które dotyczyły wątpliwości wokół poziomu wykształcenia Aleksandra Kwaśniewskiego. - Wtedy jednak SN rozpatrzył je grupowo. Teraz sytuacja może być bardziej skomplikowana, bo protesty będą różne, mogą zawierać szerokie spektrum zarzutów, a więc nie da się ich zgrupować - ocenia nasz rozmówca.
To, kto wystartuje w wyborach to jedno. Innym problemem może się okazać to, kto i jak może w nich zagłosować. Jednym z przedmiotów protestów może się stać ostatnia "wrzutka” PiS do kodeksu wyborczego, dokonana przy okazji prac sejmowych nad tzw. Tarczą Antykryzysową. Wprowadza ona możliwość głosowania zdalnego dla osób w wieku 60+ oraz tych objętych kwarantanną. Zdaniem wielu ekspertów taka zmiana narusza orzecznictwo TK, zgodnie z którym nie można dokonywać istotnych zmian w prawie wyborczym na krócej niż pół roku przed wyborami. Pojawiły się też wątpliwości natury konstytucyjnej, np. dlaczego limit wiekowy ustalono akurat na poziomie 60 lat (czy np. osoba 59-letnia nie będzie się bała pójść na wybory?). Wątpliwości - nawet wśród niektórych posłów PiS - budzi także sam tryb przyjęcia zmian w kodeksie wyborczym, czyli w nocy, tuż przed trzecim czytaniem i bez związku z procedowaną ustawą (która dotyczyła przede wszystkim pomocy przedsiębiorcom).
W obozie władzy słyszymy, że jeśli chodzi o I turę wyborów, dalej aktualny jest termin 10 maja. Mimo to już np. Andrzej Duda wczoraj na antenie TVP Info przyznał, że „jeżeli epidemia będzie dalej szalała, termin wyborów może być nie do utrzymania”. Wcześniej wicepremier Jarosław Gowin otwarcie zasugerował przesunięcie elekcji na wiosnę 2021 roku. Symptomatyczne jest także to, że wojewodowie przesuwają już terminy wyborów uzupełniających w gminach, które miały się odbyć np. pod koniec marca albo na początku kwietnia. Jako nowy termin wskazano 19 kwietnia, czyli pierwszy możliwy termin nieobjęty zakazem przemieszczania się osób (z pewnymi wyjątkami), zawartym w rozporządzeniu ministra zdrowia.