Jak pisze "WSJ", choć dokładnej liczby donosów nie da się ustalić, według badającej zjawisko antropolożki Aleksandry Archipowej, idą one w tysiące. Donoszą na siebie sąsiedzi, współpasażerowie komunikacji miejskiej, czy przypadkowi przechodnie. Archipowa wiąże to m.in. z wezwaniem Władimira Putina z marca 2022 r. do "samooczyszczenia" narodu i wyplucia "szumowin i zdrajców, jak muchy która przez przypadek wleciała do ust".
W jednym z opisywanych przez dziennik przypadków, 40-letnia pielęgniarka Kamiła Muraszowa została skazana na grzywnę 30 tys. rubli (niemal 1300 zł) za "dyskredytację rosyjskich sił zbrojnych" po tym, jak osoba siedząca obok niej w pociągu doniosła władzom o przypinkach na jej plecaku: jednej z "pacyfką", drugiej z napisem "nie wojnie".
"Przystojny młody człowiek"
W mediach społecznościowych nie brakuje jeszcze bardziej absurdalnych przykładów: starszej kobiety, na którą doniesiono za posadzenie żołtych i niebieskich kwiatów, dziewczyny noszącej żółte i niebieskie wstążki we włosach, czy emeryta, który miał słuchać ukraińskiego hymnu we własnym mieszkaniu. Z kolei emerytka Olga Slegina otrzymała karę 40 tys. rubli - równowartość dwóch średnich emerytur - za to, że nazwała Wołodymyra Zełenskiego "przystojnym młodym człowiekiem" podczas sprzeczki z gościem, który był u niej na obiedzie.
Amerykański dziennik zaznacza, że praktyka stała się na tyle powszechna, że jeden z deputowanych do Dumy Aleksiej Nieczajew określił ją mianem epidemii i domagał się ustawy, która groziłaby karami "seryjnym donosicielom".