Misiak w poprzedniej kadencji parlamentu chciał ogromnego podniesienia wydatków na szkolenia dla bezrobotnych z państwowych funduszy. A właśnie w takich szkoleniach specjalizuje się firma, której były senator Platformy Obywatelskiej jest udziałowcem.

Reklama

"Premier wahał się, gdyż nie było wyraźnego złamania prawa. Jednak okazało się, że senator nie ma na sumieniu jedynie sprawy ustawy stoczniowej, ale również inną" - przyznaje nam wysoki rangą urzędnik kancelarii premiera.

>>>Rządowy samolot dla narzeczonej Misiaka

Faktycznie - w archiwum Senatu łatwo odnaleźć protokół ze 130. posiedzenia Komisji Gospodarki Narodowej, które odbyło się latem 2007 roku. Ówczesny opozycyjny senator Tomasz Misiak zgłosił poprawkę do ustawy o promocji zatrudnienia:

Reklama

"Jeżeli będziemy zachęcać (bezrobotnych) do odbycia jakiegoś stażu, do odbycia jakiegoś szkolenia, a jednocześnie w tym samym czasie zaproponujemy im dużo niższe świadczenia finansowe, to te osoby po prostu jeszcze bardziej zniechęcą się do tego tematu. W związku z tym, mimo iż zdajemy sobie sprawę, że oznacza to zwiększenie wydatków, uważamy, że w ramach aktywizowania ludzi, którzy już wypadli z rynku pracy, warto jednak podwyższyć te kwoty" - tłumaczył senator swój pomysł, do którego przekonał wcześniej cały klub Platformy.

>>>Senator Misiak już wyrzucony z PO

Mówiąc w skrócie, senatorowi zależało na tym, aby państwo przeznaczało więcej gotówki na organizowanie szkoleń dla bezrobotnych. W tym celu zgłosił dwie poprawki - jedna zakładała, że kwota ta będzie wynosiła 80 procent wysokości zasiłku, a gdyby bezrobotny nie miał ukończonych 25 lat, to nawet 100 procent.

Reklama

>>>Misiak rezygnuje. Nie chce być ciężarem

Jeszcze na tym samym posiedzeniu komisji eksperci z Ministerstwa Pracy protestowali przeciwko pomysłom senatora. Argumentowali, że zwiększyłoby to wydatki państwa o minimum 50 milionów złotych. Jednak poprawki przeszły głosowanie w komisji, ale ostatecznie upadły i nie znalazły się w ustawie.

"Gdyby jednak poprawki przeszły, to spora część z tych 50 milionów trafiłaby do takich firm jak Work-Service. To dlatego premier zdecydował się na drastyczne decyzje" - komentuje klubowy kolega senatora Misiaka.