Jeszcze przed oficjalnym ogłoszeniem treści opinii dotarł do niej tygodnik "Wprost". Po dwóch miesiącach zwłoki biegli mieli uznać, że stan zdrowia Macieja Zientarskiego, a dokładnie nieodwracalne zmiany w mózgu, nie pozwalają na jego udział w postępowaniu karnym. To oznacza, że najprawdopodobniej nie odpowie on za wypadek z lutego zeszłego roku.

Reklama

Teraz przyznała to prokuratura. "Biegli stwierdzili, że Maciej Z. nie może brać udziału w czynnościach śledczych, co oznacza, że nie można go przesłuchać ani ogłosić mu zarzutów. Dlatego prokurator zamierza uzupełniająco przesłuchać badających go biegłych" - powiedział portalowi tvp.info prok. Mateusz Martyniuk, rzecznik stołecznej prokuratury okręgowej.

Być może celem przesłuchania jest ustalenie, czy w przyszłości będzie szansa na przesłuchanie Zientarskiego. Śledczy są bowiem pewni, że to on prowadził ferrari, które na warszawskim Mokotowie z ogromną prędkością wbiło się w filar wiaduktu. Zginął wtedy dziennikarz "Super Expressu" Jarosław Zabiega.

>>>Rodzina walczy o opiekę nad Zientarskim

Śledztwo w sprawie wypadku,zawieszono we wrześniu ze względu na zły stan zdrowia Zientarskiego. Badający go wtedy biegli - dwóch psychiatrów, psycholog i neuropsycholog - uznali, że nie można go przesłuchać.

Gdyby Zientarski stanął przed sądem, usłyszałby on zarzut nieumyślnego spowodowania wypadku, którego następstwem jest śmierć innej osoby. Groziłoby mu od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia.